Stoję. Przez kulisy dochodzi do mnie szmer kilkuset ludzkich głosów. Patrzę na zegarek. Już za kilkadziesiąt sekund wszystkie te głosy skupią się na mnie. Mimo hałasu słyszę bicie własnego serca. Czuję jak każda żyła w moim ciele pulsuje niemiłosiernie i przypomina o sobie. Czuję jak pięć litrów krwii krąży po moim ciele z astronomiczną prędkością, aby utlenić moje spięte mięśnie. Moje nogi stają się coraz cięższe, a każda sekunda dłuży się niemiłosiernie. Muszę iść. Strach i adrenalina uderzają z siłą jakiej dotąd nie znałem. Na ułamek sekundy przypomina mi się komfort jaki czułem siedząc w domu przed komputerem, brakuje mi tego. Mam ochotę uciec i zdjąć z siebie ten ciężar. Wskazówka bezlitośnie przyspiesza. Słyszę bezlitosny dźwięk, który wzywa mnie na scenę. Ruszam. Z każdym krokiem moje nogi stają się coraz cięższe. Te kilkanaście metrów wydaje się być nieskończonymi kilometrami dzielącymi mnie od celu. Drżę nawet nie staram się już tego przed sobą ukrywać. Kiedy stawiam pierwszy krok na scenie salę ogarnia cisza. Słyszę jedynie jak krew pulsuje w moich skroniach. Wszystkie oczy zwrócone są w na mnie. Nagle zapominam wszystko, co ćwiczyłem przez ostatnie dni. Moja głowa staje się pusta. W jednej chwili adrenalina znów ogarnia całe ciało. Wypowiadam pierwsze słowa, a za nimi płyną następne. To dzieje się samo, a ja czuję się jak obserwator całego wydarzenia. Mówię sobie dość. Odzyskuję kontrolę. Kończę moją kwestię. Przez ułamek sekundy cisza wydaje się być absolutna, a zaraz po niej salę wypełnia hałas. Niemal każdy bije brawo. Czynię lekki ukłon i oddalam się ze sceny. Moją głowę wypełnia euforia, a mrowienie w organiźmie nigdy nie było tak przyjemne. Jestem Marcin mam 21 lat i jestem od tego uzależniony.

Cel, a konkretnie pewna wizja. Pierwszy zalążek, który powstaje w naszej głowie. Wizualizacja, która przypomina marzenie. Wyidealizowana wizja tego co chcielibyśmy żeby się stało. Moim zdaniem to właśnie jest pierwszy krok do znalezienia własnego celu.

Wyobrażanie sobie tej idealnej sytuacji w której chcielibyśmy się znaleźć i osadzenie jej w naszej rzeczywistości w naszych realiach jednocześnie niwelując ograniczenia wynikające z naszych doświadczeń.

Najbardziej w życiu nienawidzę nudy. Moim życiowym celem od zawsze jest jej zwalczanie. Dosłownie nie potrafię się nudzić. Każda wolna chwila musi zostać wypełniona zajęciem, które będzie chociaż odrobinę ciekawe i ekscytujące. Tak samo jest z celem i uważam, że kluczowym jest dobranie celu, który będzie na tyle interesujący i zajmujący, że wzbudzi niecierpliwość w nas samych i zachęci do jeszcze szybszego i lepszego wykonania.

Mógłbym wyznaczyć sobie za zadanie przeczytanie wszystkich dzieł Mickiewicza. Mimo, że uwielbiam czytać to akurat ta wątpliwa przyjemność umarłaby śmiercią naturalną. Mickiewicz jest wybitnym poetą i pisarzem, ale jego twórczość nie leży w kręgu moich zainteresowań przez co dyskwalifikuje go na starcie. Za to Marc Elsberg ze swoją serią książek był tak ciekawy, że przeczytanie tomów liczących po 800-1000 stron zajmowało mi najwyżej dwa dni. Wiele razy słyszałem, że człowiek, który realizuje swoją pasję i na tym zarabia nigdy nie będzie musiał pracować. Dzięki temu postanowiłem przed rokiem, że będę organizował imprezy i na tym zarabiał. Dziś jestem gdzieś w połowie tej drogi i zmierzam w kierunku, który sobie wyznaczyłem już dawno temu, po drodze obserwując efekty oraz świetnie się przy tym bawiąc i zarabiając coraz poważniejsze pieniądze, których nie zarobiłbym w żadnej ‘nudnej” pracy.

Wielokrotnie w moim życiu znajdowałem się w momencie w którym dosłownie “Nie mam co robić”. Oczywiście zawsze znalazły się zajęcia: odpalić gierkę na komputerze, obejrzeć serial, czy wyjść ze znajomymi na piwo albo zaliczyć imprezę. Problem jednak polegał na tym, że to nie dawało mi żadnej satysfakcji, a wręcz przeciwnie. Czułem jakbym marnował czas i swoje życie. Z natury jestem poszukiwaczem, a to co mnie najbardziej pobudza to wyzwania i ludzie, więc niemal za każdym razem, kiedy dopadł mnie letarg szukałem. Stąd pojawiło się moje zamiłowanie do organizacji eventów i imprez. Z czasem w wyniku niefortunnych zdarzeń stałem się również konferansjerem i prelegentem na wielu wydarzeniach, a na imprezach duszą towarzystwa.

Z perspektywy czasu mogę stwierdzić, że gdybym sobie nie wyznaczał za każdym razem celu dużo trudniej byłoby mi osiągnąć cokolwiek, bo zwyczajnie nie wiedziałbym w którym kierunku iść. Wielokrotnie w życiu stawałem przed lustrem i mówiłem “To nie jest ten kierunek w którym chcesz iść Marcin” i zawsze wtedy wiedziałem, gdzie pójdę. To właśnie cele nas kierunkują i mimo, że nie zawsze możemy je osiągnąć lub nie w taki sposób jakbyśmy chcieli to jednak warto wiedzieć w którą stronę iść, żeby w pewnym momencie nie zabłądzić na krętych ścieżkach życia.

Cel sam w sobie nie musi być końcem. Celem może być pewien moment na drodze do tego co sobie zaplanowaliśmy. Nie musi to być też coś wzniosłego, oczywiście warto mieć jeden taki konkretny “na przyszłość”, ale to przychodzi z czasem i warto zacząć małymi krokami.

Na koniec odwołam się do doświadczenia z naukowego źródła jako potwierdzenie, że naprawdę warto wyznaczać sobie cele i je realizować.

“W 1979 roku na Uniwersytecie Harvarda zapytanie studentów ostatniego roku, ilu z Was ma spisane cele i plany działania. Jedynie 3 proc. miało wyznaczone i spisane cele, 13 proc. miało cel, ale go nie zapisało, a 84 proc. nie miała jeszcze celu. Po dziesięciu latach okazało się, że osoby, które miały cel i go zapisały 10-krotnie częściej odnosili sukces w życiu niż pozostali. “ – http://www.focus.pl/artykul/osiaganie-celow-nadaje-zyciu-sens

Marcin Lipa

student pierwszego roku kreatywności społecznej na wydziale Filozofii i Socjologii Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Organizator wielu wydarzeń kulturalno-biznesowych oraz imprez integracyjnych. Zainteresowania to psychologia, wystąpienia publiczne i poker.