Inkubator Współpracy Akademickiej

„Inkubator Współpracy Akademickiej”- projekt współfinansowany przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego – odbył się w dniach 4-8 września 2017 w ramach XII Forum Ekonomicznego Młodych Liderów (Nowy Sącz/Krynica). Lider projektu: Europejski Dom Spotkań – Fundacja Nowy Staw, partner projektu: Parlament Studentów RP. Założeniem projektu było stworzenie przestrzeni networkingowej dla studentów, rozwój ich kompetencji miękkich,  a także stworzenie pomysłów i sieci współpracy studenckiej na arenie krajowej i międzynarodowej.  Poniżej przedstawiamy efekty projektu wypracowane w formie publikacji przez samych uczestników projektu jak  również ekspertów pracujących i współpracujących z Fundacją Nowy Staw. Życzymy miłej lektury!

 


Czego polskie startupy mogą nauczyć się od swoich kolegów z Europy i ze świata?
Czy współpraca i znajomość rynków zagranicznych jest im potrzebna?

 

Duży lokalny rynek, to przekleństwo. Średni – taki, jak nasz Polski, też może ograniczać myślenie. Zbyt często bowiem polskie startupy, kierują się przekonaniem, że warto zacząć implementować rozwiązania na rynku rodzimym. Bo to do skalowania wystarczy. I te startupy wpadają w pułapkę. Paradoksalnie na rynku globalnym zdecydowanie lepiej radzą sobie młode firmy, które startowały na rynkach wręcz znikomych. Skype z Estonii, Angry Birds z Finlandii, Prezi z Węgier to tylko nieliczne przykłady globalnych startupów, których twórcy nie oglądali się na lokalny rynek, tylko od razu wiedzieli, że aby odnieść sukces, muszą skalować się globalnie.

 

Definicja startupu jest prosta. Steven Blank mówi, że jest to tymczasowa organizacja poszukująca powtarzalnego, skalowalnego i zyskownego modelu biznesowego. I nie pada słowo o tym, że startup ma się ograniczać do rynku rodzimego. Skalowalny model biznesowy zakłada globalne podejście. Skype od razu był globalny, bo przy milionowym rynku estońskim, nic by nie ugrał. Startupy tworzymy w celu poszukiwania modelu biznesowego, który będzie spełniał trzy warunki: powtarzalność, skalowalność i zyskowność. Wbrew ogólnemu przekonaniu w startupie nie realizujemy z góry założonego planu biznesowego, tylko skupiamy się na znalezieniu modelu biznesowego. Modelu, przy którego tworzeniu trzeba się uczyć od innych i ciągle stosować tzw. Sample Theory, którą prezentował Mateusz Mach (twórca Five App) podczas swojego wystąpienia na TEDx Gdynia. Myśląc o modelu biznesowym, warto od razu zastanawiać się, jak wykarzemy tzw. trakcje zainteresowanym nami inwestorom. Trakcja, to nic innego jak stopień przylepności projektu do rynku. Dowód na to, że nasz projekt ma sens, a nasze myślenie biznesowe jest słuszne.

 

Więcej ufności

Coraz rzadziej, ale jednak polscy startupowcy mnie zadziwiają brakiem ufności. Jakiś czas temu zgłosiła się do mnie młoda osoba, z propozycją współpracy przy tworzeniu komunikacji dla projektu. Chodziło o przygotowanie do dużej przyszłorocznej imprezy startupowej. Rozliczenie w formie tzw. success fee, czyli jaki wygramy, to dostanę 10%. Zaintrygowali mnie i poprosiłem o maila z high-concept pitch, czyli nakreśloną ideę, która pozwoliłaby mi zrozumieć, czy projekt jest rzeczywiście interesujący. I usłyszałem, że… o projekcie dowiem się więcej po podpisaniu stosownego NDA. Sam Altman mówi, że “I operate in business assuming people won’t screw me. Occasionally I get really screwed. it’s still worth it.” Czyli wyznaje zasadę zaufania. zaufania, które pomaga w relacjach biznesowych. I nie naraża na śmieszność.

Kolejne diagnozy społeczne pokazują, że w Polsce mamy niski próg zaufania do wszystkich poza najbliższą rodziną. To z kolei przekłada się na niski kapitał społeczny. No bo jak robić networking, jak zdobywać doświadczenie, skoro na każdym kroku boimy się mówić o swoich pomysłach, bo nam ktoś je ukradnie. I ja pracować nad wartością konsumencką, gdy tak boimy się drugiego człowieka. Rozumiem nieufność, rozumiem przywiązanie do pomysłu, ale naprawdę nie rozumiem swoistej arogancji i przekonania, że naprawdę nasz pomysł jest tak genialny i pierwszy na świecie, że nic tylko wszyscy czyhają by go ukraść. Nigdy jeszcze dotąd żaden ze startupów zagranicznych, z którymi pracowałem nie zaczynał rozmowy od NDA. Co więcej, nie wykazywali obsesyjnego lęku przed mówieniem o swoim produkcie. Najwięksi inwestorzy nie podpisują NDA. Są nieufni w stosunku do startupów, które machają im przed nosem dokumentami o poufności. Owszem, są czasem patentowane technologie, ale o nich i tak nie warto mówić szczegółowo na spotkaniach.

 

Więcej pokory

Kiedy rozpoczynam szkolenia lub konsultacje z klientami lub startupami, mówię: nie będzie lekko, będziemy się spierali, będę podważał wasze przekonania, będę wykazywał błędy. Nie przychodźcie do mnie po pochwałę, ale po ocenę waszej pracy. I coraz częściej młodzi ludzie to rozumieją, ale często jeszcze zdarza się, że konsultacja zmienia się w pole walki. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że często druga strona argumentuje świat „przez anegdotę”. Czyli, jest tak, ponieważ ja tak postrzegam świat. Jest tak, ponieważ ludzie mówią, że moje rozwiązanie jest fajne. I wtedy ja oponuję, bo biznesu nie buduje się na własnych przekonaniach i swoim oglądzie świata, a na faktach, badaniach i obserwacjach. Brak pokory i pewnego rodzaju młodzieńcza buta, nie przekreślają szans w biznesie. Odwaga, skłonność do ryzyka są dobre, ale warto je wesprzeć szerszym oglądem konsumenckim i szukać mentorów, którzy będą odgrywać rolę „adwokata diabła”. I nie bać się ich zdania. Nie bać się też przyjmować porażki jako błogosławieństwa. I wiedzieć, kiedy warto swój startup zabić. W polskich warunkach zdarza mi się obserwować ludzi, którzy od kilku lat niemiłosiernie męczą jeden pomysł, który nie jest wybitny, wyjątkowy i co więcej nie wskazuje żadnego wzrostu. Męczą go, bo albo mają fundusze z Unii, albo pracują zawodowo. W brutalnej rzeczywistości już by pisali startupowe post-mortem i przechodzili do kolejnego pomysłu. Mądrzejsi o lekcję. W Dolinie Krzemowej gloryfikuje się porażkę. Bo ona uczy. U nas błąd postrzegamy jako coś wstydliwego. A szkoda.

 

Growth mind i anatomia porażki

Od zagranicznych startupów warto uczyć się kulturowo zakorzenionego podejścia do błędu jako do istotnego elementu procesu biznesowej edukacji. Amerykańska psycholog społeczna, Angela Duckworth badała czynniki warunkujące sukces, w różnych obszarach ludzkiej działalności. Nie była to jak się okazuje inteligencja, kapitał społeczny też nie odgrywał najważniejszej roli. Nie chodziło o wygląd, ani nawet o szczególne umiłowanie wiedzy. Wszystkich, którzy odnosili sukcesy cechowała niezmierna wręcz wytrwałość w działaniu i nie poddawanie się w obliczu porażki. Czyli codzienne mozolne pchanie przed siebie swojego startupowego wózka. Trzeba o tym pamiętać, zwłaszcza, że wszyscy w Polsce lubimy się karmić mydlącymi oczy studiami przypadków. Ewaluacje na poziomie 16 miliardów dolarów, sukcesy startupowców, którzy z dnia na dzień stają się gwiazdami, medialny zgiełk i imprezy, na których ci, którzy odnieśli sukces, zdają się mówić: „mnie się udało, tobie też”. Tylko, że startupy to nie produkty ctrl C, ctrl V. To, że Instagram został kupiony przez Facebooka za 100 miliardów, nie oznacza, że twój pomysł też tak się spienięży. Dlatego ważne jest umiejętne słuchanie i filtrowanie. A przede wszystkim naprawdę ciężka praca i codzienne praktykowanie tzw. growth mind.

To szczególny rodzaj kompetencji polegający właśnie na zauważaniu błędów, unikaniu samousprawiedliwiania i ciągłemu uczeniu się. Dokładnie tak jak w sporcie. Codzienne rzetelne treningi, czy słońce, czy deszcz.

Kiedy ostatnio grupa trójmiejskich mentorów, zwróciła się do mnie z propozycją dołączenia do kolejnego programu mentorskiego, który tym razem miałby pomagać startupom, które od dawna nie mogą sobie poradzić, to powiedziałem, że… „jedne co mogę dla nich zrobić, to ich dobić”. Wiem, że brzmi to brutalnie, ale startup musi sam wiedzieć, kiedy przestać brnąć w uliczkę iluzji. I tego na pewno warto się uczyć. Utrzymać dobry kurs balansując między zwątpieniem, nadzieją, optymizmem, arogancją czy butą i realnym oglądem sytuacji. Zwłaszcza, że jeśli się potkniesz, i zdasz sobie sprawę dlaczego, to pewnie drugi raz nie popełnisz tego samego błędu.

 

Komunikować jak Amerykanie

W Polsce leży umiejętność publicznego prezentowania pomysłów biznesowych, idei i projektów. Wiem, że to dość dosadne stwierdzenie i z chęcią będę tę opinię zmieniał, ale póki co prezentujemy fatalnie. Nawet te osoby, które pięknie mówią i są charyzmatycznymi mówcami, najczęściej posługują się zgranymi frazesami i kalkami słownymi, które nic nie komunikują. Tymczasem w świecie startupów normą jest komunikowanie produktu. Od samego początku trzeba mieć przygotowany high-concept pitch, media pitch, investors pitch, teasery itp. A my często traktujemy komunikację po macoszemu. W końcu znam projekt, to coś tam powiem. W kulturze anglosaskiej pitch jest czymś naturalnym. Sztuka komunikatywnego mówienia o swoich projektach, produktach, ideach, umiejętność prezentowania tez i opowiadani historii jest obecna w edukacji na wszystkich szczeblach. U nas, niekoniecznie. Nasiąkamy złymi wzorcami, przynudzają koledzy na spotkaniach, przynudzają prelegenci na konferencjach i wykładowcy akademiccy, których językowy bezdźwięk ma być rzekomo dowdem na metodologiczną poprawność. I brniemy. A potem rozpoczynamy pitch, w trakcie którego w 3 minuty mamy przekazać wiele i… tracimy szansę. John Biggs po wizycie w Polsce powiedział gorzkie słowa „Polskie startupy mają problem z pitchowaniem. największą bolączką początkujących przedsiębiorców z naszego kraju jest brak umiejętności pitchowania, czyli przekonującego opowiadania o swoim produkcie. Osoba, która przemawia na scenie i sprawia wrażenie jakby sama nie wierzyła we własny pomysł, nie ma szans przekonać inwestorów.

Corocznie wspieram w pitchowaniu ponad 200 zespołów. I wiem, że Biggs ma poniekąd rację. Wierzę jednak, że przy odpowiednim zaangażowaniu da się tę sytuację zmienić. Ale trzeba się nauczyć innego podawania komunikatów i innego podejścia do całego procesu komunikowania. To musi być przemyślane rozplanowane działanie, a nie ostatni „kwiatek do korzucha”. No i koniecznie trzeba ćwiczyć w języku obcym. Jak mówi Biggs, Niektórzy startupowcy z Polski chcą pitchować w Dolinie Krzemowej w swoim języku. Niestety nie przemawiając po angielsku na konferencjach nie mają szans, aby przekonać do swojegoo pmysłu inwestorów. Kolejnym błędem jest nie przygotowywanie materiałów promocyjnych o swoim produkcie po angielsku. W efekcie projektem takiego przedsiębiorcy nikt się nie zainteresuje.

Język angielski to lingua franca środowiska startupowego. Nie ma się co łudzić, że nagle świat będzie mówił po polsku. Wiedzą o tym Słoweńcy, Estończycy i Skandynawowie, z którymi pracowałem. Tam nikomu nie przyszło by do głowy by przygotowywać komunikację w języku ojczystym. Słoweńcy może nie pitchują tak genialnie, jak niektórzy Amerykanie czy brytyjczycy, albo startupowcy z Tel Avivu, ale kiedy obejrzałem ich Demo Day, organizowany przez ABC Accelerator, to miałem pewność, że dużo ćwiczą. Zapytałem zresztą o to i dowiedziałem się, że przez 8 tygodni, w każdy piątek zespoły poświęcały cały dzień na szlifowanie prezentacji. Wiem, że praca nad projektem to niieprzespane noce, ale jeśli dostajemy od losu potem 3 minuty, żeby go idealnie przedstawić, to warto jednak poświęcić temu ostatnie minuty. By wypaść naprawdę dobrze.

Uczenie się na błędach to jedno, uczenie się innych rynków, wglądów konsumenckich jest ważnym elementem działań każdego startupu, który ma ambicje globalne. Kryteria obiektywne i subiektywne poszczególnych rynków lokalnych różnią się. I warto tworzyć produkty uniwersalne, non stop badając po prostu jak poszczególne obszary reagują na nasz produkt. Skype wypuścił swój produkt po angielsku, a potem tworzył poszczególne wersje językowe na podstawie mapy krajów gdzie były najczęstsze pobrania. Startupy powinny być elastyczne i przygotowane na zmiany. Ekspansja nie zawasze jest prosta, o czym przekonał się choćby UBER natrafiając na przeszkody prawne, w niektórych krajach europejskich.

Polacy nie różnią się od innych kompetencjami, intelektem, wiedzą. Nie jesteśmy ani szczególnie lepsi, ani szczególnie gorsi. Mamy do nadrobienia kilka lekcji, ale wierzę, że świadomość i duża pokora sprawią, że za jakiś czas, to inni będą się od nas uczyć. Ja przynajmniej będę w tym wymiernie pomagał.

Piotr Bucki – szkoleniowiec, wykładowca, coach, manager
 


Dlaczego warto wyznaczać sobie cel i go osiągać?

 

Dlaczego warto wyznaczać sobie cel? To dość proste pytanie. Nie mając celu na pewno go nie osiągniemy. Wiele razy słyszałam, że świetnym pomysłem jest zapisanie sobie tego, co planujemy. Zwiększa to naszą motywację do działania oraz urealnia nasz plan. Zaplanowanie poszczególnych etapów naszej drogi do sukcesu, a potem dyscyplina do codziennego sprawdzania i spisywania tego, w jaki sposób przybliżyliśmy się do naszego celu powinna stać się nawykiem. Sprawia to, że na bieżąco sprawdzamy postępy, które zrobiliśmy od początku naszej drogi. Im nasze plany dokładniejsze, tym łatwiej jest je przyswoić, a wszystko co nowe i nieznane, w czym brakuje nam doświadczenia staje się mniej przerażające. Czy to oznacza, że mając taką wiedzę, każde przedsięwzięcie, które zaplanowałam i się go podjęłam udało się? Oczywiście, że nie. Zauważyłam jednak, że przy odpowiednim przygotowaniu ryzyko porażki drastycznie spada. Z każdego przedsięwzięcia jakie udało (albo nawet nie udało) mi się wypracować zawsze doceniam zdobyte doświadczenie, które jest najlepszym nauczycielem na dalszą drogę. Wypisanie plusów i minusów, albo jeśli ktoś woli dobrych i złych stron pracy pozwala na wyciągnięcie wniosków i nie popełnienie po raz kolejny tych samych błędów, albo pokaże co udało się zrobić naprawdę dobrze i co powinnam powielać przy kolejnych okazjach.

 

Często słyszę, że jestem uparta. Nie wiem jak to jest nie być upartym. Nigdy nie zdecydowałam, czy jest to moje błogosławieństwo, czy raczej przekleństwo. Na pewno czasem pomaga, ale częściej jest wręcz odwrotnie. Wiem jednak, że ten właśnie upór sprawił, że udało mi się osiągnąć kilka poważnych rzeczy tylko dlatego, że je zaczęłam. Widzę też, jak każdy, nawet niewielki sukces na mnie wpływa. Dzięki nowym doświadczeniom, które zdobyłam w niekoniecznie wymarzonych okolicznościach jestem odważniejsza i mniej krytyczna wobec samej siebie. Chociażby wiem, że w publicznym wystąpieniu nieprzewidziana gafa może zdarzyć się każdemu i nie jest to koniec świata.

 

Pierwszego dnia moich studiów, zaraz po immatrykulacji poznałam samorząd mojego wydziału. Wszyscy wydali się niesamowicie zgraną paczką przyjaciół. Opowiadali o przedsięwzięciach, które sami tworzą, o wyjazdach i możliwościach jakie daje samorząd. Będąc nieśmiałym pierwszoroczniakiem nieskromnie pomyślałam, że też chcę w tym uczestniczyć. Chciałam włączyć się w działalność, zdobyć ciekawe umiejętności, doświadczenie, a także świetnych przyjaciół ( z którymi nota bene kontakt utrzymuję do dziś). Tak też się stało. Jako pierwszy punkt na mojej drodze postawiłam sobie dołączenie do samorządu. Zaczęłam pojawiać się w siedzibie, udzielać się w wydarzeniach. Dzięki temu zostałam zaproszona na wyjazd integracyjny, gdzie dowiedziałam się wiele o strukturze wydziału, jak tworzyć odpowiednie pisma i czym w ogóle zajmuje się samorząd. Wywarło to na mnie takie wrażenie, że zaangażowałam się w pracę jeszcze bardziej. Udało mi się zostać członkiem Rady Wydziału oraz Wydziałowej Studenckiej Komisji Socjalnej. W marcu pierwszego roku odbyły się wybory uzupełniające do Rady Wydziałowej Samorządu Studentów. Wystartowałam. Kolejny cel został osiągnięty. Przez ponad rok, kiedy byłam członkiem Rady mogłam nauczyć się jeszcze więcej, zdobyć interesujące kontakty i po raz kolejny odważyć się na jeszcze
więcej. Będąc na trzecim roku zostałam przewodniczącą. Miałam wrażenie, że wszystko dzieje się jak na wariackich papierach. Ogrom zadań, które spadły na mnie dość niespodziewanie sprawił, że musiałam wykorzystać całą zdobytą wiedzę w praktyce. Nie było łatwo, bo jeszcze nie byłam gotowa na to stanowisko. Jednak dzięki pomocy poprzednich członków, którzy pomimo własnych obowiązków i ukończenia studiów zawsze mieli czas, żeby mi pomóc i wesprzeć radą. Kiedyś to ja po raz pierwszy jechałam na wyjazd, żeby teraz zapraszać nowe twarze na ten organizowany przeze mnie. Podobało mi się to. Po całej drodze, którą przebyłam wydaje mi się, że największą motywacją jest ten zastrzyk energii, którego dostaję, kiedy muszę zrobić coś po raz pierwszy. Adrenalina i mnóstwo pracy, którą wykonałam z moimi przyjaciółmi jest jednym z najciekawszych i cennych doświadczeń jakie zdobyłam. Uważam, że kiedy już znajdziemy cel, do którego chcemy dążyć, każdy powinien zadać sobie pytanie:

 

„Po co w ogóle ja chcę to osiągnąć?”. Czasem jest to oczywiste – chcę schudnąć te 3 kilogramy, żeby zmieścić się w tą świetną sukienkę. Jednak w tych poważniejszych akcjach zawsze potrzebny jest
konkretny powód, dla którego chcę osiągnąć wybrany przeze mnie cel. Taki, w który mocno wierzę.

 

Im będzie dla nas ważniejszy, tym motywacja będzie silniejsza. Kiedy brakuje sił i chęci wyobrażam sobie, że udało mi się osiągnąć to, w co mierzyłam. Wyobrażenie satysfakcji, której doznałam na myśl o sukcesie skutecznie zwiększa ilość energii, którą znajduję na wykonanie kolejnego kroku do osiągnięcia sukcesu.

 

Podsumowując. Moim subiektywnym zdaniem stawianie sobie celów ma same plusy. Bez względu na to, czy uda nam się coś osiągnąć, czy nasz plan spali na panewce, konsekwencją zawsze jest nabycie nowych umiejętności i doświadczeń, dzięki którym będziemy mogli ustrzec się błędów w dalszym życiu. Stawianie sobie celów rozwija naszą pewność siebie i odwagę, która jest niezbędna do osiągnięcia sukcesu, a największą motywacją do dalszej pracy jest widoczny postęp i samo osiągnięcie postawionego celu.

 

Karolina Ogórek, aktywnie działa w wydziałowym samorządzie studenckim UMCS, współpracuje przy organizacji wydarzeń o tematyce e-sportowej.

 


Dlaczego warto wyznaczać sobie cele i je osiągnąć?

 
Cel – według słownika języka polskiego jest to:

  1. «to, do czego się dąży»
  2. «to, co ma czemuś służyć»
  3. «miejsce, do którego się zmierza»
  4. «przedmiot lub osoba, których dotyczą zamierzone działania»
  5. «obiekt, do którego się strzela»

 

Tyle teorii. A czym jest CEL dla wielu ludzi? Marzeniem? Czymś, czego się pragnie? A  może czymś bardziej przyziemnym, jak upragnionym awansem, podwyżką, dostaniem się na wymarzone studia itp.?

Dlaczego tak ważne jest, aby w życiu mieć jakiś cel? Co nam to daje? Motywację do działania? A może wręcz przeciwnie: frustrację i złość, bo często nie możemy tego celu osiągnąć? Dlaczego niektóre cele osiąga się łatwiej, a inne o wiele trudniej lub, w najgorszym wypadku, wcale? Czy zależy to od osoby, która marzy? A może o prostu niektórzy wyznaczają sobie zbyt ambitne cele, których akurat na tym etapie życia nie są w stanie osiągnąć?

Pytań jest wiele. Na podstawie swoich własnych doświadczeń postaram się na nie odpowiedzieć. Najpierw jednak trzeba te pytania uporządkować.
 
Cel – czym jest dla mnie?
Cel to coś, co mnie motywuje do działania. Trzeba jednak uważać, bo motywowanie może się bardzo łatwo zmienić w demotywowanie. Dlaczego? Załóżmy, że wyznaczymy sobie taki oto cel: do końca roku odłożę 10 000 złotych. Brzmi nieźle, prawda? Ale okoliczności nie są sprzyjające, ponieważ:

  1. jest już październik
  2. na koncie mamy ok. 2000 pln
  3. nasze zarobki sięgają maks. 2500 pln.

 
Już na samym etapie wyznaczania sobie tego celu wiadomo, że jest on nierealny, nawet jeśli będziemy odkładać z naszej pensji każdą złotówkę. Ale przecież trzeba za coś żyć, prawda?
Co w takiej sytuacji należy zrobić?
Po pierwsze: nie załamywać się i nie wmawiać sobie, że jesteśmy beznadziejni i że nic nie potrafimy zrobić dobrze. Takie myślenie wprowadzi nas w bardzo ponury nastrój, który zdecydowanie w niczym nam nie pomaga, a zwłaszcza w osiąganiu swoich celów.
Po drugie: musimy w takiej sytuacji nieco zmodyfikować nasz plan i zamiast „Do końca roku odłożę 10 000 złotych” powiedzieć sobie „Do końca roku POSTARAM SIĘ zbliżyć do oszczędności w wysokości 10 000 złotych”. Brzmi lepiej? Bardziej optymistycznie? Z pewnością. Chodzi o to, że jeżeli w naszym celu pojawi się konkretna data, to od razu wywoła to u nas poczucie uciekającego czasu. Termin stanie się dla nas ostatecznością i albo uda nam się go dotrzymać, albo nasz cel nie zostanie zrealizowany, a my popadniemy w szeroko rozumiane załamanie.
 
 
Cele – dlaczego warto je mieć?

Czym jest życie bez celu? Czy w ogóle ma ono jakiś sens? Czy jest warte zachodu? Oczywiście, że tak. Przecież każde życie coś znaczy. Jeśli jednak mówimy o samym celu, to musimy spojrzeć na nasze życie jak na pracę. Po co pracujemy? Czy tylko po to, aby zrobić swoje i na koniec miesiąca zobaczyć kilka nowych cyferek na naszym koncie? Czy jednak mamy jakieś większe ambicje? Czy chcemy coś osiągnąć? Coś zmienić? Coś stworzyć? Zadziwić świat?

Takie właśnie powinno też być nasze życie: powinno do czegoś prowadzić, a my sami powinniśmy posiadać motywację do naszych działań. Niektórzy pewnie się oburzą: „To znaczy, że każdy musi mieć jakiś cel, bo inaczej jego życie nie będzie miało sensu?!” I tu Was zaskoczę – tak. A wiecie, dlaczego? Bo każdy człowiek rozumie słowo CEL na swój własny, indywidualny sposób. Dla niektórych celem jest zostanie prezesem, a minimalna kwota na koncie to taka z sześcioma zerami na końcu. Dla innych celem będzie założenie rodziny, wychowanie dzieci, zbudowanie domu, posadzenie drzewa, najlepiej dębu. Dla jeszcze innych celem może być codzienne wstanie z łóżka z uśmiechem na twarzy oraz wieczorny, pozytywny rachunek sumienia, czyli „co zrobiłam/zrobiłem dzisiaj dobrego”. Wniosek? Cele są różne. Każdy z nas ma swój własny. Oczywiście istnieją tzw. cele uniwersalne, jak np.: zdobycie dobrej pracy, otrzymanie awansu czy stypendium na studiach, zapewnienie sobie i rodzinie życia na wysokim poziomie i zagwarantowanie im bezpieczeństwa finansowego itp. Jednak to, co różni ten cele, to przede wszystkim sposób, a może raczej sposoby ich realizacji.

 
Realizacjacelu – „easy task” czy „mission impossible”?

Wiele osób wyznacza sobie bardzo ambitne cele. Nie ma w tym nic złego. Jednak nasz cel musi iść w parze z racjonalnym planem działania. Co to oznacza? Przykład z początku tego artykułu – o odłożeniu 10 000 złotych do końca roku – bardzo dobrze to obrazuje. Czasem nasze plany są zbyt ambitne, ale nie ma w tym nic złego, ponieważ do ambitnych świat należy. Jednak kiedy ambicje przewyższają nasze możliwości i dostępne środki, to niestety zazwyczaj jest to dla nas cios, który powala nas na kolana i już nie mamy po nim siły i ochoty wstać. Takie myśli, jak: „Nie udało mi się, jestem do niczego…” albo „Znajomi mieli rację, ten pomysł był bez sensu, powinienem od razu z niego zrezygnować” wcale nie pomagają. Źle zaplanowana droga do osiągnięcia danego celu sprawia, że staje się on „missionimpossible”. Co zatem należy zrobić, aby każdy nasz cel był bardziej jak „easytask”? Powtórzę się:
RACJONALNE ZAPLANOWANIE DROGI DO REALIZACJI NASZEGO CELU!
Co to oznacza?

  1. CZAS REALIZACJI NASZEGO CELU

Nie zachowuj się jak super bohater – usiądź i na spokojnie przemyśl ile czasu potrzebujesz, aby osiągnąć swój cel, ale tak naprawdę. Nie daj się ponieść swojej ambicji i nie wmawiaj sobie „Ja nie dam rady?!”, albo „Kto jak nie ja?!”. Takie motywatory może i dodają motywacji, ale stwarzają również niezdrową presję, która z czasem zaczyna bardzo ciążyć. Bo co, jeśli się nie uda? Wtedy zdanie „Ja nie dam rady”, zmieni się w „Nie dałem rady” i zabierze energię do dalszego działania.

Pamiętaj: presja czasu nie zawsze wpływa pozytywnie. Owszem, są osoby, które w takich chwilach czują się jak ryba w wodzie, a po zrealizowaniu celu w wyznaczonym przez siebie terminie, stawiają sobie poprzeczki jeszcze wyżej. Ty jednak wcale nie musisz taki być. Być może potrzebujesz dzień więcej, aby przygotować dobry i przemyślany projekt; być może, aby kupić wymarzony samochód będziesz potrzebował nie roku, a dwóch lat; być może napisanie doktoratu zajmie Ci nie 4, a 6 lat… Przykłady można mnożyć, ale pamiętaj: KAŻDY Z NAS JEST INNY i KAŻDY ma prawo do zarządzania swoim czasem na swój indywidualny sposób. Wyznaczając sobie cel daj sobie „margines błędu” – kilka godzin, dni, miesięcy, a nawet i lat więcej, niż możesz w rzeczywistości potrzebować. Zawsze lepiej skończyć wcześniej niż denerwować się, że goni Cię termin. To Ty jesteś Panem/Panią własnego czasu!

  1. ZASOBY POTRZEBNE DO ZREALIZOWANIA CELU – pieniądze i inne dobra

Podobnie jak z czasem, nasze zasoby potrzebne do realizacji celu muszą być dobrze zaplanowane jeszcze przed rozpoczęciem działań i racjonalnie zagospodarowane. Jeżeli  naszym celem będzie np. otwarcie warsztatu samochodowego, to oczywiste jest, że nie otworzymy go bez odpowiedniego miejsca na nasz zakład, maszyn, narzędzi itp. Wtedy musimy postawić sobie pytanie: czy nas na to wszystko stać? Jaki mamy plan finansowy? Jakie mamy zabezpieczenie finansowe na wypadek porażki? To wszystko wymaga skrupulatnego planowania, a czasem i porady specjalisty, np. doradcy finansowego. Pamiętaj: lepiej już na starcie dowiedzieć się, że Twój cel jest bardzo trudny/niemożliwy do zrealizowania, niż kiedy będziesz już w połowie i odkryjesz, że jednak to nie to, a poświęciłeś temu swój czas, zdrowie, nerwy i pieniądze. Trzeba przełknąć gorycz porażki i poczekać na lepsze czasy.

 

  1. MARZENIA VS. RZECZYWISTOŚĆ

Marzenia są początkiem czegoś wielkiego. Słynne „I have a dream…” nie bez powodu poruszyło miliony ludzi na całym świecie. Marzenia mają moc. Marzenia dają siłę. Marzenia dają wiarę. To właśnie na ich bazie rodzą się cele, które potem spełniamy.

Każdy z nas marzy. Nawet, jeśli się do tego nie chcemy przyznać, to KAŻDY ma jakieś marzenie, nawet takie najmniejsze, ukryte gdzieś głęboko na dnie swojego serca. Marzenia mogą być różne: zostać milionerem, spędzić tydzień na rajskiej wyspie, mieć stadninę koni… Każdy marzy inaczej: jedni potrafią wręcz zobaczyć swoje marzenie, a inni tylko od czasu do czasu wspominają o tym, o czym marzą. Ci pierwsi będą tak zdeterminowani, że nie ważne co, ale zrealizują swoje marzenia. Ci drudzy łatwo o nich zapomną i będą żyć jak gdyby nigdy nic, co jakiś czas przypominając sobie o swoich marzeniach.

Co więc takiego jest w tych marzeniach, że nie zawsze się spełniają? Dlaczego czasem podczas konfrontacji z rzeczywistością zostają pokonane już w pierwszej rundzie? Odpowiedź jest prosta: podobnie jak cel, marzenia muszą mieć jakąś realną podstawę do realizacji: inaczej polegną. Przykład? Naszym marzeniem jest zostać piosenkarzem/piosenkarką. Brzmi nieźle, ale jest zasadniczy problem: nie jesteśmy ani trochę muzykalni. Oczywiście możemy chodzić na lekcje śpiewu i uczyć się jak poprawnie oddychać, artykułować głoski i która nuta odpowiada konkretnemu dźwiękowi. Jeżeli nie marzymy o karierze tak wielkiej, jak Beyonce czy Shakiry, to wszystko ok. Jeżeli jednak nasza ambicja przysłania nam logiczne myślenie, to niestety, ale nasze marzenie może spotkać się z brutalną rzeczywistością. Ludzie są bezlitośni, a zwłaszcza teraz w czasach wszechobecnego internetu. O wiele łatwiej jest napisać negatywny lub ośmieszający kogoś komentarz, niż powiedzieć mu to prosto w twarz. Jeżeli więc będziemy chcieli się podzielić ze światem naszym „talentem”, może się okazać, że niestety, ale „internetowi znawcy” nie zostawią na nas suchej nitki. Wiele osób po takim zderzeniu porzuca swoje marzenia/cele i zamyka je na klucz w najgłębszej szufladzie w swoim sercu. Inni natomiast reagują odwrotnie – na przekór wszystkim będą dalej się rozwijać, aby pokazać „im”, że nie mieli racji.

Wniosek? Nie ma nic złego w realizacji marzeń, czyli późniejszych naszych celów. Ważne jest jednak solidne przygotowanie, aby oszczędzić sobie nieprzyjemnych sytuacji.
 
 
Podsumowując cały artykuł:
Dlaczego warto wyznaczać sobie nowe cele i je osiągać?

Bo dzięki temu mamy więcej energii i motywacji do działania. Dla mnie CEL jest jak kopniak motywacyjny, tyle, że zamiast jeden raz kopie mnie zawsze, kiedy o nim pomyślę. To on daje siłę. To dzięki niemu można uwierzyć, że wszystko jest możliwe. Jeżeli już wyznaczyłeś sobie cel, to sam fakt, że go widzisz i wiesz, czego pragniesz, powinien Ci wystarczyć do rozpoczęcia realizacji swojego marzenia. Bo CHCIEĆ to MÓC. Nie zapominaj o tym. Jak nie drzwiami, to oknem, a jak nie oknem, to przez komin. Zawsze jest sposób, tylko, że często jest bardzo starannie ukryty – żeby nie było nam za prosto.

 
Wiary i pokory – tego Wam życzę. No i motywacji – bo jej nigdy za wiele.
 
POWODZENIA!
 
Beata Fijołek – Studentka Wydziału Orientalistycznego na Uniwersytecie Warszawskim
 


Szanse

 

Mogłoby wydawać się, że Erasmus + jest powszechnie znanym programem wymiany, wspierającym sektory takie jak kształcenie i szkolenie osób z różnych państw. I rzeczywiście tak jest! Jest on bowiem obecny na rynku kształcenia pozaformalnego od 30 lat, a żywymi przykładami jego pozytywnego działania są przede wszystkim zadowoleni uczestnicy, którzy podnieśli swoje kwalifikacje i zdobyli niezwykłe międzynarodowe doświadczenie, i przyjaźnie dzięki temu niezwykłemu Funduszowi.

 

Wszystkie zmiany zachodzące w uczestnikach doskonale zaobserwować mogą nie tylko trenerzy i oni sami, często z perspektywy czasu, ale również, a może nawet przede wszystkim koordynatorzy wymian. Koordynator projektu nie jest bowiem osobą, która tylko i wyłącznie czuwa nad tym, aby wszystkie kwestie logistyczne były dopięte na ostatni guzik, a uczestnicy nie bali się mówić co podoba lub nie podoba im się w projekcie po to, by mieć realny wpływ na jego kształt. Jest to osoba, która dostrzega zmiany zachodzące w uczestnikach każdego dnia. Jeśli więc weźmiemy pod uwagę projekt dotyczący zarządzania sobą w czasie- pierwszą widoczna zmianą jest malejący z dnia na dzień procent osób spóźniających się na sesje. Uderzającym przykładem wdrażania zdobytej wiedzy jest również sama organizacja pracy, wprowadzenie jasnego podziału zadań, etapowości działań i „śledzenie czasu” podczas wykonywanych aktywności tak, by zmieścić się w deadline’ie, nie wspominając już o korzystaniu z poznanych w czasie warsztatów narzędzi, metod i aplikacji wspierających efektywne planowanie.

 

Oczywiście, program nie zmienia tylko i wyłącznie zachowań ludzi w obrębie jego założeń projektowych. Erasmus + zmienia ich  jako osoby i wzbogaca o nowe doświadczenia i przyjaźnie. Możnaby tu odwołać się do jednego z haseł promujących program, mówiący o tym, że Erasmus + „zmienia życie i otwiera umysły.” Wielu uczestników wymian miało oczywiście w swoim życiu do czynienia z obcokrajowcami w mniejszym lub większym stopniu przed udziałem w wymianie. Część z nich jednak takiego kontaktu doznała we własnym kraju, „na swoim podwórku’, co nie wymusza tak silnego wyjścia ze swojej strefy komfortu. Wyjazd na taki projekt może być więc niejednokrotnie traktowany w kategorii wyzwania: sprawdzenia siebie, swoich umiejętności związanych z życiem w społeczeństwie i kooperacją z innymi osobami w grupie, jak także odkrycia na ile jesteśmy rzeczywiście tolerancyjni i nieograniczeni stereotypami w kwestii szeroko pojętego myślenia i postrzegania świata.

 

Nie możemy przecież postawić znaku równości miedzy międzynarodowymi wymianami, a udziałem w warsztatach przygotowanych w ramach projektów, bo składa się na nie o wiele więcej elementów. Co więcej, ciężko byłoby podsumować program w jednym czy dwóch słowach. Niemniej jednak, gdyby zaszła taka konieczność, moglibyśmy bez większego zastanowienia powiedzieć, że jest to rozwój, u którego podstaw leży interakcja międzyludzka, pojawiająca się na każdym etapie trwania wymiany. Program bowiem to nie tylko to, co widzimy na miejscu— zebrana grupa uczestników, mająca przed sobą wspólny cel: podniesienie własnych umiejętności i rozwój osobisty. Jest to proces bardziej złożony, zmuszający do otworzenia się na innych nawet w momencie dołączenia do grupy na Facebook’u, wstępnego poznawania się, przywitania z innymi, choćby w komentarzu. Również pierwsze spotkanie w obrębie grupy narodowej może stanowić pewnego rodzaju „challenge,” w szczególności dla osób nieco introwertycznych czy takich o zwyczajnie spokojniejszym usposobieniu.

 

I znowu możemy dojść do wniosku, że zmiany zachodzące w ramach projektu są wielowymiarowe i bardzo ciężko jest je wyliczyć ze względu na ich ilość i wieloaspektowość. Możnaby odnieść się tutaj chociażby do używanego w czasie projektu języka, tzw. języka wymiany. Uwaga.. nie mówimy tu tylko o języku angielskim. Owszem, jest to przekaźnik, który może zaburzyć lub rozwinąć proces komunikacji, a z założenia powinien sprawić, że wszyscy uczestnicy rozumieją się nawzajem, z dnia na dzień czują się swobodniej podczas rozmów w języku, który zazwyczaj, nie jest ich językiem ojczystym i niejednokrotnie przełamują swój strach przed komunikacja w języku obcym. Grzechem byłoby jednak nie skorzystanie ze sposobności poznania podstawowych zwrotów w innych językach, co dodatkowo wspomaga zrozumienie kulturowe i integrację uczestników, niejednokrotnie powodując zabawne sytuacje.

 

Ostatnim językiem jaki należy wspomnieć jest język ojczysty każdej z grup narodowych używany w stosunku do siebie nawzajem. I nie chodzi tu nawet o używane słownictwo w rozumieniu doboru górnolotnych elementów leksykalnych, a o zwykłą komunikację opierającą się na zdrowych zasadach, tolerancji i kulturze. Bardzo ważną rolę odgrywają tu, ale nie tylko tutaj, liderzy grup narodowych, którzy niejako moderują interakcję pomiędzy członkami grupy, przez co rozwijają swoje zdolności przywódcze.

 

Nieodzownym elementem refleksji kończącej każdy projekt, o którym nie można nie wspomnieć, jest podsumowanie własnego rozwoju, który nastąpił w ramach, i dzięki, projektowi, podczas przygotowywania Youthpass’ów. Nie są to bowiem zwyczajne certyfikaty potwierdzające udział danej osoby w wymianie, zawierające rubryki skopiowane z jakiegokolwiek wzorca. Część dotycząca podniesienia kwalifikacji to odczucia samego uczestnika —zebrane w odpowiednie kategorie przy pomocy koordynatora, co sprawia, że osoba uczestnicząca w projekcie ma szansę ewaluacji i przemyślenia swojego doświadczenia.

 

Jak więc widzimy zmiany wynikające z udziału w projektach realizowanych w ramach programu Erasmus + mają ogromny wpływ na rozwój pozaformalny młodych ludzi w środowisku międzynarodowym, nie tylko poprzez podnoszenie ich kwalifikacji, ale także poszerzenie horyzontów.

 
Katarzyna Gnatowicz – Koordynator projektów dla młodzieży (Europejski Dom Spotkań – Fundacja Nowy Staw)
 


Jak dobrze wypaść przed inwestorem?
Czyli rad i kilka słów o sztuce pitchowania.

 

Amerykanie kultywują specyficzny sposób prezentowania produktów. Nazywają ją Elevator pitch czyli prezentacja w windzie. Chodzi o to, aby w jak najlepszy sposób przedstawić swoją ofertę (biznes, markę, pomysł) w bardzo krótkim czasie – ok. 20 sekund, czyli tyle, ile przeciętna winda jedzie od parteru na najwyższe piętro. W Stanach mówią też, że jeśli nie umiesz tego zrobić, to nie znasz swojego biznesu i poruszasz się po omacku. I mają rację. Fetyszyzowanie sztuki pitchowania to groźna tendencja, ale przy naszym stanie umiejętności publicznego prezentowania projektów, pomysłów i idei, ciągle warto wręcz obsesyjnie wracać do tematu pitchowania.

 

Sam pitch nie doczekał się w języku polskim godnego odpowiednika. Prezentacja jest obarczona dość określonym bagażem semantycznym i przywodzi na myśl długą i (czasem) nudną, sztampową formę. Tymczasem pitch to celne, zwięzłe przestawienie idei produktu lub usługi, które ma określone cele. W zależności właśnie od celów, wyróżniamy: high-concept pitch (jednozdaniowa prezentacja, która objaśnia ideę projektu), pitch (konkursowy, przygotowany na użytek Demo Day czy innego wydarzenia), media pitch (komunikat dla mediów), czy też investors pitch (czyli nieco bardziej rozszerzona forma na potrzeby procesu inwestycyjnego). Bez względu na to, do czego nam się pitch przyda musimy pamiętać, że warto poświęcić na niego czas, bo choć idealny pitch nie uratuje złego projektu, to zły pitch może pogrzebać projekt całkiem udany. Przede wszystkim może pogrzebać szanse na zrozumienie, czym jest nasz produkt, dlaczego jest ważny, dlaczego ma szanse na sukces i jak wygląda nasze biznesowe myślenie o rzeczywistości rynkowej.

 

Dobry pitch to nie produktowa laurka. Bardzo rzadko zwycięskie pitche koncentrują się na opowiadaniu o samym rozwiązaniu. Pokazują raczej model myślowy, zbudowany z kilku elementów. Na początek BIG IDEA – narysowanie kontekstu, terytorium, po którym się poruszamy. Dobre startupy robią to w taki sposób, że od razu wiadomo, jakiego rynku, jakich klientów i jakiego problemu będzie dotyczyć na projekt. Te pierwsze zdania warunkują bardzo często sukces. Bo rozpoczynając musimy przekonać do siebie, do naszego sposobu myślenia i do tego, że… problem, którym chcemy się zając jest istotny z punku widzenia konsumentów. Pitch można zacząć od osobistej historii, która wskaże jakiś problematyczny mechanizm, którym chcemy się zająć. Można rozpocząć od dogmatycznego wręcz stwierdzenia, które ukaże problemy.

 

Tak robi Cemal Kavasogullari , prezentując swój startup Tooth Scan. Mówi: Teeth are an essential part of our lives. We need them to appreciate so many of life’s pleasures. To enjoy… to communicate… to fall in love. My mother suffered with dental problems for most of her life. She had to be hospitalized for dental surgery and the tooth infections lead to complications with her heart. She was lucky, but millions of other aren’t and they suffer the consequences throughout their lives.

 

Wystarczyła prosta historia i kilka słów, by wiadomo było, że będzie mówili o zębach, próchnicy i o tym, że infekcje mogą się źle skończyć. I co wiecej, że chodzi o problem globalny. Kiedy już wprowadzimy słuchaczy w kontekst, trzeba pogłębić myśl (w prosty sposób) opowiadając o problemie. Można posiłkować się statystykami, obrazami, liczbami, trendami – słowem wszystkim, co pozwoli nam udowodnić, że piekło istnieje (hell is real). Idealnie podczas swojej prezentacji robi to Elon Musk. PO problemie mówimy o schemacie rozwiązania. A potem pokazujemy potencjał. Najlepiej uzupełniając go o magiczną rzecz, która dobrze podana robi wrażenie na inwestorach. Chodzi o tzw. trakcję.

 

Trakcja to święty gral dla startupów. W sumie dla każdej firmy, która chce wykazać, że świat naprawdę potrzebuje i jest gotowy na jej rozwiązanie. Dobry startup zakłada się z wiarą, że świat potrzebuje rozwiązania, nad którym pracujemy. O ile jednak sama wiara i przekonania wystarczą może w kościele czy Sejmie (sic!), to biznes żąda dowodów. Tez popartych badaniem. I trakcji, bez której wasze opowieści o ideach są jak dzieło science fiction. Inwestorzy chcą inwestować najczęściej w takie biznesy, które poradzą sobie bez nich. A w ich odczuciu poradzą sobie te, które już mają trakcję. Sama idea jest warta dokładnie zero. Liczy się wdrożenie. A jak wdrożymy, to mamy efekty, które można pokazać właśnie w formie trakcji. Działają (w kolejności ważności dla inwestorów): zysk, obrót, płacący użytkownicy, niepłacący użytkownicy, beta testerzy, prototypy z przeprowadzonymi badaniami i… zainteresowanie mediów. To ostatnie zresztą nie pokazuje trakcji, a jedynie zainteresowanie tematem, który jest seksy dla mediów. Oczywiście pokazywanie wszelkich informacji, które nas uwiarygodniają ma sens. Korzysta z tego Cindy Wu, powołując się na Billa Gates’a przy prezentowaniu swojego projektu Microryza (obecnie Experiment). Korzystają inni dobrzy startupowcy, którzy wiedzą, że pitchowanie przed inwestorem to próba sił. Jasne, że niby zależy nam na win-win, ale inwestorzy szukają możliwości zarobienia, a nie wspierania li tylko szlachetnych idei.

 

Dlatego pitch ma przekonywać, że się uda, bo jesteśmy ludźmi, którzy mają determinację, zapał, narzędzia, wiedzę, umiejętności i ogląd by udowodnić postawioną sobie biznesową tezę. Tezę, która głosi, że świat jest gotowy na nasze rozwiązanie, że za to rozwiązanie odpowiednio duża grupa ludzi będzie w stanie zapłacić i że mamy pomysły na to, jak to wszystko spiąć.

Czasem mówi się, że inwestorzy nie inwestują w projekt, tylko w ludzi. Coś w tym jest. Oczywiście chodzi bardziej o inwestowanie w potencjał do robienia świetnych rzeczy, który nie wyczerpie się, kiedy trzeba będzie zrobić pivot. Rozmowa z inwestorem to próba sił. Musisz być pewny swego i nauczyć się odpowiadać na pytania, pokazując swój wyjątkowy sposób myślenia i znajomość tematu. I pamiętaj by komunikować prosto. Tak prosto jak się da. Bo mapa to nie terytorium, a dla inwestora twoja prezentacja to być może kolejna odsłona w ciągu dnia. Nie zamęcz jego aparatu poznawczego. Zaskocz, wzbudź ciekawość i nie okazuj strachu, bo w naturalny sposób sprowadzisz się do roli ofiary. A do tego nie wolno ci dopuścić. Nawet jeśli pokładasz w rozmowie duże nadzieje, nigdy nie okazuj tego zbyt nachalnie. Tol normalna ludzka gra. Play it cool.

 
Piotr Bucki – szkoleniowiec, wykładowca, coach, manager.


Jak nawiązać współpracę ogólnopolską i międzynarodową?

 

            Nawiązanie współpracy, wbrew powszechnej opinii, nie jest trudnym przedsięwzięciem. Każdy z nas w swojej codzienności posługuje się wieloma aspektami znamionującymi współpracę. Stojąc na przystanku czy w kolejce, rozmawiasz z otaczającymi Cię ludźmi, choćby pytając o drogę, czy o możliwość sprawniejszego dojazdu w konkretne miejsce. Wasza rozmowa to raptem zamiana kilku zdań i wiązka przekazanych informacji. Nikt nie stracił i nikt nie zyskał, ot zwykła uprzejmość. Gdyby w ten sposób robiło się interesy, bądź kierowało rozwojem firmy, to prawdopodobnie ciągle bylibyśmy w epoce kamienia łupanego, a może doszlibyśmy już do epoki brązu.

Skoro jest to tak proste i powszechne, to w jaki sposób robić to efektywnie?
O czym pamiętać? Na co zwrócić uwagę?

It’s about being open.

            Krok pierwszy – bądź otwarty! Jeśli nie zaryzykujesz otwartości, być może nigdy nie podejmiesz rozmowy z drugim człowiekiem. Oczywiście nie każdy ma wrodzoną śmiałość w kontaktach międzyludzkich. Szczególnie ludzie młodzi borykają się z problemem nieśmiałości w kontaktach interpersonalnych. Stosunkowa łatwość w ich nawiązywaniu pojawia się zazwyczaj po trzydziestce. Czy oznacza to, że wcześniej nie warto próbować? Błąd! Jeżeli nie podejmiesz tego ryzyka, nie zrobisz kroku naprzód. Jeżeli boisz się oceny ze strony innych ludzi, to pamiętaj, że to swoją inicjatywę pragniesz rozwinąć i to przede wszystkim twoje zdanie się liczy!

 

It’s about making mistakes.
Błądzić jest rzeczą ludzką! To prawda, że im starsi i bardziej doświadczeni jesteśmy, tym mniej błędów popełniamy i tym lepiej radzimy sobie z ich skutkami. Doświadczony wyjadacz w trakcie rozmowy umie radzić sobie z prestiżem własnej pozycji, ukrywać błędy i emocje z nimi związane. Niemniej, nie bójmy się popełniać błędów i nie pozwólmy by te już popełnione paraliżowały nas strachem. To nie tak, że pomyłki są czymś dobrym, ale są niezbywalną częścią ludzkiej aktywności. Najważniejsze aby te już popełnione mobilizowały Cię do działania, a nie do załamania się w pół drogi.

 

It’s about timing.          

Istotną kwestią jest wyczucie czasu! Nie ma nic nadzwyczajnego w tym, że na przystanku pytasz o autobus, a w kolejce na zakupach, co kupuje osoba z którą właśnie rozmawiasz. Łatwiej jest rozmawiać o konkretnych rzeczach w miejscach, których bywalcy przyszli właśnie po to by rozmawiać. Stąd istotna rola wydarzeń ułatwiających nawiązywanie współpracy. Być może bywałeś już na spotkaniach dla kół naukowych, targach pracy czy Forum Ekonomicznym Młodych Liderów. Wiesz zatem, że ich bywalcy spotykają się właśnie celem nawiązania współpracy.

Jeśli interesują Cię startupy i procesy inwestycyjne, musisz przyjść na Lublin Startup Festival! Najbliższy planujemy na przełomie maja i czerwca 2018 roku. Bądź we właściwym miejscu, o właściwym czasie, a znacząco zwiększysz swoje szanse na rozpoczęcie nowej współpracy!

It is about culture.

            Każdy z nas jest częścią środowiska, nie tylko lokalnego, ale szerzej krajowego i kontynentalnego. Warto pamiętać, że Europejczycy mają inny system wartości i sposób pojmowania świata niż Azjaci czy Afrykanie. Nie wspominając o różnicach pomiędzy poszczególnymi narodowościami koegzystującymi w sąsiedztwie geograficznym, czy związanymi relacjami historycznymi, jak Polacy i Niemcy czy Polacy i Węgrzy. Warto znać podstawowe zwyczaje kulturowe, które usprawniają bliższe nawiązywanie relacji. Przykładowo Węgrzy będąc w pubie nie uderzają kuflem o kufel, ponieważ wiąże się to z przykrymi dla nich doświadczeniami z przeszłości.

Znajomość zwyczajów kulturowych twoich rozmówców pomoże Ci zwrócić na siebie uwagę i zbudować pozytywne wrażenie, co stanowi duży atut przy rozpoczynaniu współpracy. Pamiętaj, że jest to wiedza ogólnodostępna, a dobrze zrobiony research w Internecie pomoże Ci zwiększyć twoje szanse na nawiązanie współpracy!

            Konkludując, najistotniejszymi w moim odczuciu aspektami budowania współpracy są elementy kulturowe, otwartość i gotowość do podejmowania ryzyka, w połączeniu ze świadomością nieunikalności błędów. Na zakończenie, chciałbym zachęcić do obejrzenia filmiku –  „25 years old, make enough mistake”. Jest to wywiad z osobą, która jako jedyna spośród kilkudziesięciu innych ochotników, nie została przyjęta do pracy w nowo otwartej restauracji KFC w pewnym chińskim mieście, co w ogólnie nie przeszkodziło jej
w odniesieniu późniejszych sukcesów.

Daniel Bancer – Student Inżynierii Środowiska na Politechnice Lubelskiej – Członek Koła Naukowego „Studenckie Koło naukowe Informatyki UMCS”

 


WSPÓŁPRACA OGÓLNOPOLSKA I MIĘDZYNARODOWA NA PRZYKŁADZIE ŚRODOWISKA AKADEMICKIEGO

 

            Wykształcenie wyższe stało się obecnie nieodłączną częścią współczesnego świata i ważnym czynnikiem wpływającym na rozwój społeczny (Strumiłło, 2011). W Polsce funkcjonuje obecnie 390 szkół wyższych, na których studiuje 1 347 481 studentów (https://bdl.stat.gov.pl/). Mając na uwadze widoczny obecnie niż demograficzny zauważalne jest zjawisko konkurencyjności między uczelniami, które starają się o pozyskanie kandydatów na studia. Z drugiej strony – z uwagi na rosnącą mobilność młodego pokolenia i jego rosnące wymagania – konieczna jest również współpraca zarówno z podmiotami gospodarczymi, jak i z innymi uczelniami (Stefaniuk 2014).

 

            Współpraca międzyuczelniana motywowana jest często chęcią poprawy jakości kształcenia czy też realizacją badań naukowych (Marszałek 2008).Wzajemna współpraca i idąca za nią wymiana doświadczeń pozwala bowiem na poprawę jakości danej uczelni (Polit 2012). Wśród obszarów, w jakich uczelnie wyższe mogą ze sobą kooperować, T. Stefaniuk (2014) wskazuje wspólne programy i kierunki studiów, rozwój naukowy kadry akademickiej, a także projekty: badawcze, obejmujące badania marketingowe regionu, dotyczące monitorowania współpracy transgranicznej oraz inicjujące współdziałanie uczelni wyższych w istotnym dla danego regionu obszarze. Podkreśla on również, iż współpraca między uczelniami dotyczyć może także stworzenia wspólnej oferty, która skierowana będzie do potencjalnych zagranicznych kandydatów.

 

            Współpraca akademicka może przybrać trzy formy. Pierwszą z nich jest podział obowiązków, który nie wymaga podpisania z partnerem umowy na wyłączność i jest bardzo elastyczny. Druga formą są tzw. alianse strategiczne, które wymagają już podpisania odpowiedniego porozumienia. Ostatnią, trzecią formą współpracy, jest współtworzenie stowarzyszeń, które działając w oparciu o podobne interesy strategiczne, realizują zgodną politykę na danym obszarze posiadając jednocześnie wspólne instytucje centralne (Marszałek 2008). Przykładem kooperacji międzyuczelnianej jest porozumienie łączące trzy polskie uczelnie: Akademię Górniczo-Hutniczą w Krakowie, Politechnikę Gdańską i Politechnikę Łódzką. Porozumienie miało za cel utworzenie – pierwszego w Polsce – międzyuczelnianego kierunku, tj. chemii budowlanej (Stefaniuk 2014).

 

Wśród programów umożliwiających mobilność studentów i doktorantów na terenie Polski wskazać należy, powstały w 1999 r., program MOST. Pozwala on na podjęcie studiów na innej niż macierzysta uczelni przez jeden semestr bądź też cały rok akademicki. W programie tym uczestniczy 20 polskich Uniwersytetów, a udział w nim jest bezpłatny i niezależny od podjętego trybu studiów. MOST daje możliwość wyboru dodatkowych zajęć dydaktycznych, które odpowiadają zainteresowaniom Studenta/Studentki, prowadzenia badań potrzebnych do pracy seminaryjnej, magisterskiej bądź doktorskiej a także nawiązania kontaktów ze środowiskiem naukowym i specjalistami w danej dziedzinie na innej uczelni (http://most.amu.edu.pl/).

 

Oprócz współpracy krajowej widoczna jest również internacjonalizacja studiów, co wynika m.in. z podpisania Deklaracji Bolońskiej czy też wejścia Polski do Unii Europejskiej (Stefaniuk 2014). Mobilność studentów oraz pracowników uczelnistanowi jeden z celów zdefiniowanych w Karcie Bolońskiej. Swoboda przemieszczania się dotyczy zarówno możliwości kształcenia się przez studentów, jak również prowadzenia badań, czy też szkoleń odbytych za granicą przez pracowników naukowych i administracyjnych (Deklaracja Bolońska, 1999). Współpracę i jej wzmocnienie w ramach Europejskiego Obszaru Szkolnictwa Wyższego i Europejskiej Przestrzeni Badawczej podkreślono również na Konferencji Ministrów w 2003 r. w Berlinie. Tematyka mobilności wraz z usuwaniem jej barier stała się jednym z priorytetów ”Qualification Framework for EHEA” przyjętego w 2005 r. w Bergen i była podkreślana na kolejnych konferencjach ministrów, tj. w 2007 r. w Londynie, 2009 r.  w Leuven / Louvain-la-Neuve, w 2010 r. w Budapeszcie i Wiedniu, 2012 r. w Bukareszcie oraz w 2015 r. w Erywaniu (http://www.nauka.gov.pl/proces-bolonski/proces-bolonski.html).

 

Uczelnie – oprócz szerokiej oferty dydaktycznej – oferują również, zarówno studentom jak i kadrze akademickiej, możliwości wyjazdów na zagraniczne uczelnie (Strumiłło, 2011). Wśród programów pozwalających na wymianę międzynarodową wymienia się najczęściej program Erasmus+. Ten unijny program na lata 2014-2020 wskazuje trzy główne elementy: mobilność edukacyjną, współpracę na rzecz innowacji i wymiany dobrych praktyk a także wsparcie w reformowaniu polityk. Obejmuje on 28 państw członkowskich Unii Europejskiej, państwa EFTA/EOG oraz państwa, które kandydują do Unii Europejskiej, tj. Turcję  i Byłą Jugosławiańską Republikę Macedonii (http://erasmusplus.org.pl/).

 

Kolejnym przykładem międzynarodowej współpracy akademickiej jest Fundusz Wyszehradzki. Jest to fundusz stypendialny, który skierowany jest do naukowców pochodzących z Grupy Wyszehradzkiej V4, dając możliwość ich bliższej współpracy oraz wspierając oryginalne projekty (http://visegradfund.org/). Naukowcy mogą również korzystać z szerokiej oferty międzynarodowych  stypendiów oraz grantów, których listy można znaleźć na stronach macierzystych uniwersytetów, w tym m.in. Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. (http://www.umcs.pl/pl/konkursy-na-badania-projekty-staze…). Konkurs „Mobilność Plus” pozwala np. na wsparcie finansowe pobytów zagranicznych odbywanych w celu prowadzenia badań naukowych bądź tez udziału w pracach rozwojowych, które organizowane są w zewnętrznych ośrodkach naukowych. Adresatami konkursu są pracownicy naukowi, naukowo-dydaktyczni, badawczo-techniczni oraz uczestnicy studiów doktoranckich (http://www.nauka.gov.pl/…).

 
Karolina Trykacz – Studentka Gospodarki Przestrzennej (UMSC), działa w Studenckim Kole Naukowym Planistów „SmartCity”.
 


 
[pdf-embedder url=”https://psrp.org.pl/wp-content/uploads/2017/11/MODEL-INKUBATORA-WSPÓŁPRACY-AKADEMICKIEJ-ostateczny-3.pdf” title=”MODEL INKUBATORA WSPÓŁPRACY AKADEMICKIEJ-ostateczny (3)”]
 


Inwestycja w młodość. Na czym polega unijny program Erasmus +.

 

Przypominając sobie słowa jednego z najbardziej znanych światowych filozofów, Erazma z Rotterdamu: „Dla chcącego nie ma nic trudnego”, śmiało można stwierdzić, iż Unia Europejska pragnie na nowo propagować oraz podtrzymywać tę ideę wśród młodych europejczyków.  To właśnie autor tych słów stał się inspiracją dla tworzących program Erasmus, by udowadniać młodym ludziom, że za pomocą chęci, pracy oraz wiary we własne możliwości, żadne granice nie są nieprzekraczalne.

 

Myśl Erazma z Rotterdamu przyświeca Europie już od 30 lat, bowiem to właśnie w 1987 roku młodzież europejska po raz pierwszy dostała szansę na kształtowanie się i naukę w zupełnie nowym wymiarze – z możliwością wyjazdu za granicę oraz uczęszczania na uniwersytet w dowolnym kraju Europy. Program ten dotarł do Polski w 1998 roku i niezmiennie od tego czasu cieszy się ogromnym zainteresowaniem oraz skutecznością wśród polskich studentów.

 

Program Erasmus +, przewidziany na lata 2014-2020, jest kontynuacją, odświeżeniem i rozwinięciem uprzednich programów unijnych. Jego głównym zadaniem jest dawanie możliwości na rozwój młodzieży w dziedzinie edukacji. Działań, jakich młody człowiek może się podjąć jest wiele, począwszy od wyjazdu zagranicznego na studia, poprzez odbycie darmowych szkoleń oraz kursów, aż po uczestnictwo w projektach międzynarodowych o różnorakiej tematyce. Tam, gdzie rodzi się pragnienie rozwoju, naprzeciw wychodzi Erasmus + z szerokim wachlarzem możliwości.

 

Formalnie, program podzielony jest na trzy główne części: Mobilność edukacyjna, Współpraca na rzecz innowacji i wymiany dobrych praktyk oraz Wsparcie w reformowaniu polityk. Istnieją również akcje specjalne, takie jak: Jean Monnet (wspieranie tworzenia studiów dotyczących integracji europejskiej na uczelniach państw członkowskich UE) oraz Sport (wsparcie inicjatyw sportowych). Uczestnikami programu są wszystkie państwa członkowskie Unii Europejskiej (28), Islandia, Liechtenstein, Norwegia, Turcja oraz Macedonia. Nie oznacza to jednak, że na tym kończą się możliwości. Erasmus + posiada szerokie grono krajów partnerskich z całego świata, które uczestniczą nie w całości programu, a jedynie w części jego projektów.

 

Program Erasmus + jest niezwykle szeroki w swej ofercie, dlatego misję związaną z edukacją i poszerzaniem możliwości młodzieży prowadzi niejako dwutorowo: dając szansę na rozwój bezpośrednio ludziom młodym, poprzez różnorakie doświadczenia i wyjazdy, ale również szkoląc kadry kierownicze szkół, uniwersytetów,  specjalistów prowadzących szkolenia z zakresu kształcenia zawodowego, czy też kadry i członków organizacji działających w sektorze młodzieży. Dziedziny, w jakich jest możliwość realizacji projektu, to: edukacja szkolna, kształcenie i szkolenia zawodowe, szkolnictwo wyższe, edukacja dorosłych, młodzież, projekty centralne i sport.

 

W Polsce, w ramach realizacji programów Unii Europejskiej, funkcję Narodowej Agencji Programu Erasmus + pełni Fundacja Rozwoju Systemu Edukacji, która zatwierdza wnioski projektów, zarządza budżetem oraz czuwa nad przebiegiem akcji. Informacji o programie można zaczerpnąć na stronach internetowych oraz w większości ośrodków edukacyjnych w Polsce. Łatwa dostępność programu może być potwierdzona przez statystyki, bowiem w sektorze szkolnictwa wyższego, ilość studentów korzystających z wyjazdów zagranicznych w ramach Erasmus +, przekracza 14 000 osób każdego roku. Bez wątpienia ukazuje to ogromne zapotrzebowanie oraz wielką chęć korzystania z możliwości, jakie niosą za sobą projekty unijne.

 

            Erasmus + zmienił oblicze edukacji w Europie, co więcej, dzięki ciągłemu rozwojowi i nowym możliwościom, oblicze to stale się zmienia, pozwalając na integrację europejską, wzrost poziomu edukacji i kompetencji młodych europejczyków. Doświadczenia międzynarodowe nie tylko uczą nowych zdolności, ale przede wszystkim otwierają umysły, uzdalniając do patrzenia na świat szerzej niż dotychczas.

Źródła: www.erasmusplus.org.pl; www.frse.org.pl

O autorze: Zuzanna Włodarczyk, studentka V roku Filologii Angielskiej na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim Jana Pawła II oraz II roku Iberystyki na Uniwersytecie Marii Curie – Skłodowskiej w Lublinie. Z zamiłowania uczestniczka międzynarodowych projektów młodzieżowych, dwukrotna ich koordynatorka. Z programu Erasmus + skorzystała również wyjeżdżając na studia zagraniczne na Universidad de Huelva w Hiszpanii.

 


Stoję. Przez kulisy dochodzi do mnie szmer kilkuset ludzkich głosów. Patrzę na zegarek. Już za kilkadziesiąt sekund wszystkie te głosy skupią się na mnie. Mimo hałasu słyszę bicie własnego serca. Czuję jak każda żyła w moim ciele pulsuje niemiłosiernie i przypomina o sobie. Czuję jak pięć litrów krwii krąży po moim ciele z astronomiczną prędkością, aby utlenić moje spięte mięśnie. Moje nogi stają się coraz cięższe, a każda sekunda dłuży się niemiłosiernie. Muszę iść. Strach i adrenalina uderzają z siłą jakiej dotąd nie znałem. Na ułamek sekundy przypomina mi się komfort jaki czułem siedząc w domu przed komputerem, brakuje mi tego. Mam ochotę uciec i zdjąć z siebie ten ciężar. Wskazówka bezlitośnie przyspiesza. Słyszę bezlitosny dźwięk, który wzywa mnie na scenę. Ruszam. Z każdym krokiem moje nogi stają się coraz cięższe. Te kilkanaście metrów wydaje się być nieskończonymi kilometrami dzielącymi mnie od celu. Drżę nawet nie staram się już tego przed sobą ukrywać. Kiedy stawiam pierwszy krok na scenie salę ogarnia cisza. Słyszę jedynie jak krew pulsuje w moich skroniach. Wszystkie oczy zwrócone są w na mnie. Nagle zapominam wszystko, co ćwiczyłem przez ostatnie dni. Moja głowa staje się pusta. W jednej chwili adrenalina znów ogarnia całe ciało. Wypowiadam pierwsze słowa, a za nimi płyną następne. To dzieje się samo, a ja czuję się jak obserwator całego wydarzenia. Mówię sobie dość. Odzyskuję kontrolę. Kończę moją kwestię. Przez ułamek sekundy cisza wydaje się być absolutna, a zaraz po niej salę wypełnia hałas. Niemal każdy bije brawo. Czynię lekki ukłon i oddalam się ze sceny. Moją głowę wypełnia euforia, a mrowienie w organiźmie nigdy nie było tak przyjemne. Jestem Marcin mam 21 lat i jestem od tego uzależniony.

 

Cel, a konkretnie pewna wizja. Pierwszy zalążek, który powstaje w naszej głowie. Wizualizacja, która przypomina marzenie. Wyidealizowana wizja tego co chcielibyśmy żeby się stało. Moim zdaniem to właśnie jest pierwszy krok do znalezienia własnego celu.

 

Wyobrażanie sobie tej idealnej sytuacji w której chcielibyśmy się znaleźć i osadzenie jej w naszej rzeczywistości w naszych realiach jednocześnie niwelując ograniczenia wynikające z naszych doświadczeń.

 

Najbardziej w życiu nienawidzę nudy. Moim życiowym celem od zawsze jest jej zwalczanie. Dosłownie nie potrafię się nudzić. Każda wolna chwila musi zostać wypełniona zajęciem, które będzie chociaż odrobinę ciekawe i ekscytujące. Tak samo jest z celem i uważam, że kluczowym jest dobranie celu, który będzie na tyle interesujący i zajmujący, że wzbudzi niecierpliwość w nas samych i zachęci do jeszcze szybszego i lepszego wykonania.

 

Mógłbym wyznaczyć sobie za zadanie przeczytanie wszystkich dzieł Mickiewicza. Mimo, że uwielbiam czytać to akurat ta wątpliwa przyjemność umarłaby śmiercią naturalną. Mickiewicz jest wybitnym poetą i pisarzem, ale jego twórczość nie leży w kręgu moich zainteresowań przez co dyskwalifikuje go na starcie. Za to Marc Elsberg ze swoją serią książek był tak ciekawy, że przeczytanie tomów liczących po 800-1000 stron zajmowało mi najwyżej dwa dni. Wiele razy słyszałem, że człowiek, który realizuje swoją pasję i na tym zarabia nigdy nie będzie musiał pracować. Dzięki temu postanowiłem przed rokiem, że będę organizował imprezy i na tym zarabiał. Dziś jestem gdzieś w połowie tej drogi i zmierzam w kierunku, który sobie wyznaczyłem już dawno temu, po drodze obserwując efekty oraz świetnie się przy tym bawiąc i zarabiając coraz poważniejsze pieniądze, których nie zarobiłbym w żadnej ‘nudnej” pracy.

 

Wielokrotnie w moim życiu znajdowałem się w momencie w którym dosłownie “Nie mam co robić”. Oczywiście zawsze znalazły się zajęcia: odpalić gierkę na komputerze, obejrzeć serial, czy wyjść ze znajomymi na piwo albo zaliczyć imprezę. Problem jednak polegał na tym, że to nie dawało mi żadnej satysfakcji, a wręcz przeciwnie. Czułem jakbym marnował czas i swoje życie. Z natury jestem poszukiwaczem, a to co mnie najbardziej pobudza to wyzwania i ludzie, więc niemal za każdym razem, kiedy dopadł mnie letarg szukałem. Stąd pojawiło się moje zamiłowanie do organizacji eventów i imprez. Z czasem w wyniku niefortunnych zdarzeń stałem się również konferansjerem i prelegentem na wielu wydarzeniach, a na imprezach duszą towarzystwa.

 

Z perspektywy czasu mogę stwierdzić, że gdybym sobie nie wyznaczał za każdym razem celu dużo trudniej byłoby mi osiągnąć cokolwiek, bo zwyczajnie nie wiedziałbym w którym kierunku iść. Wielokrotnie w życiu stawałem przed lustrem i mówiłem “To nie jest ten kierunek w którym chcesz iść Marcin” i zawsze wtedy wiedziałem, gdzie pójdę. To właśnie cele nas kierunkują i mimo, że nie zawsze możemy je osiągnąć lub nie w taki sposób jakbyśmy chcieli to jednak warto wiedzieć w którą stronę iść, żeby w pewnym momencie nie zabłądzić na krętych ścieżkach życia.

 

Cel sam w sobie nie musi być końcem. Celem może być pewien moment na drodze do tego co sobie zaplanowaliśmy. Nie musi to być też coś wzniosłego, oczywiście warto mieć jeden taki konkretny “na przyszłość”, ale to przychodzi z czasem i warto zacząć małymi krokami.

 

Na koniec odwołam się do doświadczenia z naukowego źródła jako potwierdzenie, że naprawdę warto wyznaczać sobie cele i je realizować.

“W 1979 roku na Uniwersytecie Harvarda zapytanie studentów ostatniego roku, ilu z Was ma spisane cele i plany działania. Jedynie 3 proc. miało wyznaczone i spisane cele, 13 proc. miało cel, ale go nie zapisało, a 84 proc. nie miała jeszcze celu. Po dziesięciu latach okazało się, że osoby, które miały cel i go zapisały 10-krotnie częściej odnosili sukces w życiu niż pozostali. “ – http://www.focus.pl/artykul/osiaganie-celow-nadaje-zyciu-sens

 

Marcin Lipa – student pierwszego roku kreatywności społecznej na wydziale Filozofii i Socjologii Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Organizator wielu wydarzeń kulturalno-biznesowych oraz imprez integracyjnych. Zainteresowania to psychologia, wystąpienia publiczne i poker.

 


Podejmowanie staży, praktyk i pracy wolontariackiej za granicą

 

Kończysz studia i zastanawiasz się co dalej? Chcesz rozwijać się zawodowo i zdobywać nowe umiejętności? Marzysz o wielkiej przygodzie, która pomoże ci wskazać kierunek w jakim będziesz szedł przez dorosłe życie? Chciałbyś się sprawdzić i podjąć staż lub praktykę zawodową za granicą? Jeśli choć na jedno z tych pytań odpowiedziałeś twierdząco, to dobrze trafiłeś, bo ten artykuł jest właśnie dla Ciebie. Poniżesz znajdziesz podstawowe informacje o europejskich inicjatywach, które pomogą ci zrealizować twoje marzenia, rozwinąć kompetencje zawodowe i z pewnością wzbogacą znaczenie twoje CV.

 

Europejski Korpus Solidarności to inicjatywa europejska, która została powołana do życia w 2016 roku przez przewodniczącego Komisji Europejskiej Jeana-Claude’a Junckera. Główną misją i celem Korpusu jest tworzenie społeczeństwa bardziej zintegrowanego nastawionego na wspieranie osób starszych oraz reagowania na wyzwania społeczne. Inicjatywa ta stawia na pierwszym miejscu wartości jakimi jest solidarność i godność człowieka.  Do Korpusu mogą przystąpić osoby, które ukończyły 17 rok życia (w chwili rozpoczęcia się projektu muszą mieć ukończone 18 lat) i nie mają więcej niż 31 lat. Zarejestrowanie się oznacza przyjęcie i zaakceptowanie misji i zasad jakimi kieruje się ta inicjatywa. Podczas rejestracji każdy aplikant musi odpowiedzieć na kilka pytań dotyczących jego zainteresowań, preferencji, a także wskazać jakiego rodzaju wiedzę i doświadczenia mógłby wnieść w dany projekt. Aplikujący podczas procesu rekrutacyjnego podaje także okresy swojej dostępności, w których bez przeszkód mógłby wziąć udział w projekcie. Dane zapisanych osób trafiają do bazy, w której organizacje prowadzące projekty mogą wyszukiwać kandydatów, odpowiadających ich wymaganiom i założeniom projektu. Młodzi ludzie mogą otrzymać oferty pracy, praktyk oraz staży w różnych sektorach, poszukujących młodych i ambitnych osób, które tak jak dany sektor będą opierać swoje działania na zadzie solidarności.

 

Zawierając współpracę z Europejskim Korpusem Solidarności każdy sam decyduje o tym jaką ścieżką chce podążać i w jakiej branży się realizować. Korpus oferuje nie tylko projekty z zakresu rozwoju zawodowego, ale także z zakresu wolontariatu. Te mogą trwać od dwóch do dwunastu miesięcy i odbywają się w innym kraju Unii Europejskiej. To umiejętności i doświadczenie kandydata będzie decydowało o tym jakie otrzyma on oferty od organów publicznych, organizacji pozarządowych czy instytucji handlowych, które współpracują z Korpusem. Osoby decydujące się na podjęcie wolontariatu nie otrzymują wynagrodzenia za swoją prace. Zazwyczaj jednak otrzymują oni zwrot kosztów podróży oraz w ramach projektu zapewnione mają wyżywienie i zakwaterowanie. Natomiast osoby wybierające ścieżkę rozwoju zawodowego zobowiązane są podpisać umowę o pracę na podstawie, której otrzymują wynagrodzenie zgodne z prawem panującym w danym kraju. Stażyści, a także osoby zatrudnione jako uczniowie również zobowiązane są podpisać umowę o pracę i zwykle otrzymują regularnie wypłacane im diety. Więcej na ten temat można przeczytać tutaj.

 

Drugim ciekawym rozwiązaniem dla osób chcących podjąć się prac społecznych jest Wolontariat Europejski (EVS – European Voluntary Service). Jest to jedna z akcji realizowana w ramach Programu „Młodzież w działaniu” Unii Europejskiej i skierowana do osób od 18 do 30 roku życia, ale w niektórych wypadkach są akceptowane nawet osoby 16 i 17-letnie. EVS umożliwia osobom w niego zaangażowanym na rozwinięcie kompetencji osobistych i zawodowych, skupia się też na edukacji poza formalnej.  By wziąć udział w akcji Wolontariatu Europejskiego należy najpierw znaleźć organizację pozarządową, która będzie wspierać aplikanta nie tylko na etapie przygotowywania wniosku, ale również podczas wyjazdu. Każdy aplikujący może spędzić w jednym z krajów Unii Europejskiej, a także w Turcji, Islandii, Lichtensteinie, Norwegii i krajach sąsiadujących oraz innych krajach partnerskich na świecie od 2 do 12 miesięcy. Młodzi wolontariusze przed wyjazdem zobowiązani są odbyć także szkolenie i ewaluację. Najbardziej istotnym aspektem, jest fakt, że decydujący się na podjęcie takiego działania nie ponoszą ogromnych kosztów. Podczas pobytu za granica Unia Europejska pokrywa prawie wszystkie wydatki, to jest koszt zakwaterowania, wyżywienia, podróży i ubezpieczenia. Wolontariusz otrzymuje także kieszonkowe na swoje wydatki, a także możliwość udziału w kursie językowym. Największą zaletą tego programu jest jego wielka popularność o raz to, że udziału w projekcie może podjąć się zarówno w pojedynkę jak i wraz z grupą innych wolontariuszy. Zaineresowanych udziałem w Wolontariacie Europejskim zapraszam do odwiedzenia strony: http://evs.org.pl/evs/.

 

Teraz gdy już wiesz gdzie szukać ciekawych ofert praktyk, staży i wolontariatu zapraszam Cię do głębszego zapoznania się z zasadami obowiązującymi przy aplikacji na każdy z programów, które znajdziesz pod linkami podanymi w artykule. Podejmij decyzję o działaniu już teraz, a nie pożałujesz i prawdopodobniej przeżyjesz najwspanialszą przygodę w twoim dotychczasowym życiu. Nie zwlekaj więcej, bierz sprawy w swoje ręce i aplikuj.

 
Olga Czapla – Pracownik Europejskiego Domu Spotkań – Fundacji Nowy Staw – Młodszy Specjalista ds. Projektów Międzynarodowych
 


Międzynarodowe doświadczenie – praktyki i staże zagraniczne

Podjęcie praktyk i staży za granicą jest w dzisiejszych czasach niezwykle proste. Według mnie wystarczą dobre chęci i zaangażowanie w kształtowanie swojej ścieżki kariery. Jak powszechnie wiadomo, pracodawcy oczekują od młodych ludzi doświadczenia zdobytego w czasie studiów. Dlatego, warto już na studiach rozwijać się zawodowo. Doskonałą ku temu szansą jest aktywne udzielanie się w organizacjach studenckich, wolontariat a także wyjazdy na międzynarodowe staże i praktyki, które świadczą o otwartości i chęci podejmowania wyzwań.

 

Sposobów na znalezienie interesujących nas staży czy praktyk jest wiele. Najłatwiejszym wydaje się skorzystanie z możliwości programu Erasmus+. Warto zapukać więc do drzwi biura Erasmusa na swojej uczelni i zadać nurtujące nas pytania. Być może wśród umów już zawartych między uczelnią a różnymi organizacjami za granicą, znajdziemy ofertę dla siebie. Możemy poszukać też na własną rękę. Główną korzyścią jest oczywiście uzyskanie stypendium, które całkowicie lub w części może pokryć koszty naszego pobytu za granicą. Warto też dowiedzieć się więcej o szansach związanych z wyjazdami na EVS (Wolontariat Europejski) oraz Erasmusa dla Młodych Przedsiębiorców, które stwarzają podobne możliwości. O interesujących nas ofertach możemy oczywiście dowiedzieć się przez Internet, na przykład za pośrednictwem grup na Facebooku. Pomocne może tu okazać się polubienie profili różnych organizacji.

 

Poza wyżej wspomnianymi możliwościami stworzonymi przez program Erasmus+, istnieje wiele innych szans na rozwój w międzynarodowym środowisku. Umożliwiają to między innymi organizacje takie jak AIESEC czy AEGEE. Myślę, że pomocne może okazać się także zapisanie się do otrzymywania newsletterów od interesujących nas organizacji, firm itp. Jeżeli jesteśmy w stanie sami sfinansować swój pobyt za granicą, możemy podjąć bezpłatne praktyki lub staże, na przykład w jednej z ambasad RP za granicą. Jest to rewelacyjna okazja do zdobycia doświadczenia związanego z kierunkiem studiów a doświadczenia tego typu same w sobie są mile widziane przez pracodawców. Nie warto obawiać się, że nie damy sobie rady. To przecież w celu doskonalenia swoich umiejętności podejmujemy staże czy praktyki. Oprócz tego, mamy szansę poznać kulturę kraju, do którego wyjeżdżamy, poznać interesujących ludzi i ulepszyć umiejętności językowe.

 

Podsumowując, w myśl popularnego przysłowia, dla chcącego nic trudnego. Trzeba więc być pozytywnie nastawionym i zmotywowanym do podejmowania nowych wyzwań, a na pewno nie będziemy żałować.

 

Kinga Hodór, studentka European Union Law na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim Jana Pawła II. Ukończyła studia licencjackie na kierunku European Studies. Dwukrotnie odbyła praktyki zagraniczne w ramach programu Erasmus+ (Sassari, Włochy) oraz nieobowiązkowe praktyki w Ambasadzie RP w Nikozji. Aktywna studentka, interesująca się podróżami, nauką języków obcych i rozwojem osobistym.

 


UE przyjazna młodzieży. Eurostudia, Eurowolontariat, Europraca
 

Współcześnie funkcjonujące w UE programy edukacyjne umożliwiają młodzieży z różnych krajów UE naukę, ale także pracę i zdobywanie praktycznych doświadczeń w różnych zakątkach naszego kontynentu – i nie tylko.  

 

Najbardziej popularnym programem, dającym najwięcej możliwości jest program Erasmus+, dzięki któremu młodzi ludzie mogą studiować za granicą, odbywać praktyki i staże, ale taż pracować jako wolontariusze – zdobywając nowe doświadczenia. Program Erasmus+ wszedł w życie z dniem 1.01.2014r. i w pierwszych 2 latach funkcjonowania programu w 18 tys. projektów uczestniczyło ponad milion osób.

 

Program dzieli się na 3 główne akcje (Mobilność edukacyjna, Współpraca na rzecz innowacji i wymiany dobrych praktyk, Wsparcie w reformowaniu polityk) oraz 2 akcje zarządzane centralnie. Każda z akcji podzielona jest na sektory (edukacja szkolna, Kształcenie i szkolenia zawodowe, szkolnictwo wyższe, edukacja dorosłych, młodzież) z których każdy przewiduje działania skierowane do innej grupy odbiorców.

 
Co konkretnie daje Program Erasmus+ współczesnej młodzieży:

  • Możliwość studiowania w innym kraju przez okres od 3 do 12 miesięcy w ramach wymiany studenckiej;
  • szansę na zdobycie podwójnego dyplomu w ramach wspólnych studiów magisterskich Erasmus Mundus, na które można otrzymać dofinansowanie lub pożyczkę;
  • szansę na otrzymanie pożyczki pomagającej sfinansować studia za granicą, nie realizowane w ramach programu Erasmus+;
  • możliwość zdobycia praktycznego doświadczenia w trakcie wakacyjnych praktyk lub staży w okresie od 2 do 12 miesięcy;
  • nieograniczone możliwości organizowania i/lub uczestnictwa w wymianach młodzieżowych (krótkie tematyczne spotkania grup młodzieży z różnych krajów);
  • możliwość zdobywania nowych doświadczeń w trakcie wyjazdów w ramach Wolontariatu Europejskiego (wyjazd trwający od 2 do 12 miesięcy)

 
Co najważniejsze, korzystając z wszystkich tych możliwości, młodzi ludzie otrzymują:

  • wsparcie organizacji, szkół lub uczelni – które są wnioskodawcami w programie i to one decydują kto z aplikujących otrzyma możliwość wyjazdu, ale też są zobowiązane do udzielania bieżącej pomocy przed, w trakcie oraz po zakończeniu wyjazdu;
  • opiekę odpowiedniej organizacji w miejscu w którym przebywają – wszystkie działania są realizowane w partnerstwie pomiędzy organizacjami;
  • stypendium na pokrycie wickości wydatków podczas wyjazdu.

 
Więcej informacji o programie na stronie www.erasmusplus.org.pl
 
Monika Drąg – Pracownik Europejskiego Domu Spotkań – Fundacji Nowy Staw – Specjalista ds. Projektów Międzynarodowych
 


Jak podjąć staże i praktyki za granicą
 

          Od tego jak żyjemy i spędzamy nasz czas na uniewersytecie – zależy nasza przyszłość. Im więcej się nauczymy i zdobędziemy więcej doświadczenia, tym łatwiej nam będzie otrzymać wymarzoną prace po studiach. We współczesnym, tak dynamicznie rozwijającym się świecie aby mieć pewność swojej przyszłości, młodym osobom nie wystarczy tylko chodzić na wykłady. Bardzo ważny jest aspekt praktyczny. W ramach studiów studenci są zobowiązani do odbycia praktyki studenckiej.

 

            Studiując w XXI wieku, studenci mają bardzo duże możliwości zdobycia praktycznego doświadczenia. Jedną z największysh zalet jest możliwość podjęcia staży i praktyk za granicą. Dlaczego jest to tak ważne?  Staże i praktyki zagraniczne mają znacznie więcej zalet niż te lokalne. Osoba decydująca się na taki wyjazd otrzymuje dużo więcej, niż tylko praktyczne doświadczenie. Oczywistą zaletą jest nauka i praca w języku obcym. Taka osoba integruje się również ze społeczeństwem innego kraju, zwalcza stereotypy, poszerza swoje horyzonty i czuje się w pierwszej kolejności Europejczykiem.

 
Jak więc można dostać się na praktykę czy staż za granicę? Pierwsza opcja to samodzielnie nawiązywanie kontaktów z wybranymi  firmami i instytucjami. Druga opcja to dostać się na staż za pośrednictwem wybranego programu czy grantu.
 
Najpopularniejszym i największym w Europie jest program Erasmus+. Jest to program Unii Europejskiej,a do krajów uczestniczących w programie należą:

  • 28 państw członkowskich Unii Europejskiej;
  • państwa EFTA/EOG: Islandia, Liechtenstein, Norwegia;
  • państwa kandydujące do UE: Turcja, Była Jugosłowiańska Republika Macedonii.

 
Jest to program wymiany studentów, pozwala on obecnie na odbycie części studiów lub praktyki w wybranej firmie czy instytucji za granicą.
 

            Żeby dostać sie na praktykę zagraniczną w ramach programu Erasmus+, student ma swobodę i sam suka instytucji czy firmy, gdzie takie praktyki chciałby odbyć. Musi także  samodzielnie kontaktować się z wybraną organizacją i ustalać na jakich warunkach i na jak długi czas będzie trwała ta praktyka. Jednym z warunków uczestnictwa w programie jest język roboczy praktyk – nie może to być język państwa, z którego student wyjeżdża. Także bardzo ważnym warunkeim jest to, żeby taka praktyka była związana z kierunkiem studiów. Praktykę można znaleźć samodzielnie szukając firmy albo skorzystać z ankiet byłych stypendystów pogramu. Nie można odbywać praktyk w ramach programu Erasmus+ w instytucjach i innych organanch Unii Europejskiej, a także organanch zarządzających projektami unijnymi. Po znaleźeniu praktyk student musi złożyć wszystkie potrzebne dokumenty do odpowiedniugo działu na uczelni, po czym zdać rozmowę kwalifikacyjną na uczelni w języku odbywania praktyk. Każda uczelnia samodzielnie wyznacza czas naboru wniosków. Najczęściej jest to pod koniec semestru. Program Erasmus finansuje praktyki za granicą przyznając swoim uczestnikom stypendium. Nie pokrywa ono wszystkich kosztów ponoszonych przez studenta. Wysokość stypendium jest uzależniena od kraju w którym praktyka będzie realizowana. Wszystkie kraje dzielą się na trzy grupy:

Grupa I – 600 EUR
Grupa II – 550 EUR
Grupa III – 450 EUR
 

Praktyka zagraniczna zwiększa szansę młodych ludzi na zdobycie w przyszłości pracy za granicą i nawiązywaniu tam bezpośrednich nowych kontaktów z pracodawcami, a program Erasmus im to umożliwia. Także osoby odbywające staże za granicą są z punktu widzenia pracodawców w swoim kraju dużo bardziej atrakcyjne niż pozostali. Z tych względów na pewno warto odważyć się na rozpoczęcie praktyki czy stażu w innym kraju.

 
Źródła internatowe:
http://erasmusplus.org.pl/
http://www.kul.pl/wyjazdy-na-praktyki,art_5275.html
 
Vitalii Makhanets – student II roku Prawa w biznesie na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim


Szanse rozwojowe Programu Erasmus +

 

Mogłoby wydawać się, że Erasmus + jest powszechnie znanym programem wymiany, wspierającym sektory takie jak kształcenie i szkolenie osób z różnych państw. I rzeczywiście tak jest! Jest on bowiem obecny na rynku kształcenia pozaformalnego od 30 lat, a żywymi przykładami jego pozytywnego działania są przede wszystkim zadowoleni uczestnicy, którzy podnieśli swoje kwalifikacje i zdobyli niezwykłe międzynarodowe doświadczenie, i przyjaźnie dzięki temu niezwykłemu Funduszowi.

 

Wszystkie zmiany zachodzące w uczestnikach doskonale zaobserwować mogą nie tylko trenerzy i oni sami, często z perspektywy czasu, ale również, a może nawet przede wszystkim koordynatorzy wymian. Koordynator projektu nie jest bowiem osobą, która tylko i wyłącznie czuwa nad tym, aby wszystkie kwestie logistyczne były dopięte na ostatni guzik, a uczestnicy nie bali się mówić co podoba lub nie podoba im się w projekcie po to, by mieć realny wpływ na jego kształt. Jest to osoba, która dostrzega zmiany zachodzące w uczestnikach każdego dnia. Jeśli więc weźmiemy pod uwagę projekt dotyczący zarządzania sobą w czasie- pierwszą widoczna zmianą jest malejący z dnia na dzień procent osób spóźniających się na sesje. Uderzającym przykładem wdrażania zdobytej wiedzy jest również sama organizacja pracy, wprowadzenie jasnego podziału zadań, etapowości działań i „śledzenie czasu” podczas wykonywanych aktywności tak, by zmieścić się w deadline’ie, nie wspominając już o korzystaniu z poznanych w czasie warsztatów narzędzi, metod i aplikacji wspierających efektywne planowanie.

 

Oczywiście, program nie zmienia tylko i wyłącznie zachowań ludzi w obrębie jego założeń projektowych. Erasmus + zmienia ich  jako osoby i wzbogaca o nowe doświadczenia i przyjaźnie. Możnaby tu odwołać się do jednego z haseł promujących program, mówiący o tym, że Erasmus + „zmienia życie i otwiera umysły.” Wielu uczestników wymian miało oczywiście w swoim życiu do czynienia z obcokrajowcami w mniejszym lub większym stopniu przed udziałem w wymianie. Część z nich jednak takiego kontaktu doznała we własnym kraju, „na swoim podwórku’, co nie wymusza tak silnego wyjścia ze swojej strefy komfortu. Wyjazd na taki projekt może być więc niejednokrotnie traktowany w kategorii wyzwania: sprawdzenia siebie, swoich umiejętności związanych z życiem w społeczeństwie i kooperacją z innymi osobami w grupie, jak także odkrycia na ile jesteśmy rzeczywiście tolerancyjni i nieograniczeni stereotypami w kwestii szeroko pojętego myślenia i postrzegania świata.

 

Nie możemy przecież postawić znaku równości miedzy międzynarodowymi wymianami, a udziałem w warsztatach przygotowanych w ramach projektów, bo składa się na nie o wiele więcej elementów. Co więcej, ciężko byłoby podsumować program w jednym czy dwóch słowach. Niemniej jednak, gdyby zaszła taka konieczność, moglibyśmy bez większego zastanowienia powiedzieć, że jest to rozwój, u którego podstaw leży interakcja międzyludzka, pojawiająca się na każdym etapie trwania wymiany. Program bowiem to nie tylko to, co widzimy na miejscu— zebrana grupa uczestników, mająca przed sobą wspólny cel: podniesienie własnych umiejętności i rozwój osobisty. Jest to proces bardziej złożony, zmuszający do otworzenia się na innych nawet w momencie dołączenia do grupy na Facebook’u, wstępnego poznawania się, przywitania z innymi, choćby w komentarzu. Również pierwsze spotkanie w obrębie grupy narodowej może stanowić pewnego rodzaju „challenge,” w szczególności dla osób nieco introwertycznych czy takich o zwyczajnie spokojniejszym usposobieniu.

 

I znowu możemy dojść do wniosku, że zmiany zachodzące w ramach projektu są wielowymiarowe i bardzo ciężko jest je wyliczyć ze względu na ich ilość i wieloaspektowość. Możnaby odnieść się tutaj chociażby do używanego w czasie projektu języka, tzw. języka wymiany. Uwaga.. nie mówimy tu tylko o języku angielskim. Owszem, jest to przekaźnik, który może zaburzyć lub rozwinąć proces komunikacji, a z założenia powinien sprawić, że wszyscy uczestnicy rozumieją się nawzajem, z dnia na dzień czują się swobodniej podczas rozmów w języku, który zazwyczaj, nie jest ich językiem ojczystym i niejednokrotnie przełamują swój strach przed komunikacja w języku obcym. Grzechem byłoby jednak nie skorzystanie ze sposobności poznania podstawowych zwrotów w innych językach, co dodatkowo wspomaga zrozumienie kulturowe i integrację uczestników, niejednokrotnie powodując zabawne sytuacje.

 

Ostatnim językiem jaki należy wspomnieć jest język ojczysty każdej z grup narodowych używany w stosunku do siebie nawzajem. I nie chodzi tu nawet o używane słownictwo w rozumieniu doboru górnolotnych elementów leksykalnych, a o zwykłą komunikację opierającą się na zdrowych zasadach, tolerancji i kulturze. Bardzo ważną rolę odgrywają tu, ale nie tylko tutaj, liderzy grup narodowych, którzy niejako moderują interakcję pomiędzy członkami grupy, przez co rozwijają swoje zdolności przywódcze.

 

Nieodzownym elementem refleksji kończącej każdy projekt, o którym nie można nie wspomnieć, jest podsumowanie własnego rozwoju, który nastąpił w ramach, i dzięki, projektowi, podczas przygotowywania Youthpass’ów. Nie są to bowiem zwyczajne certyfikaty potwierdzające udział danej osoby w wymianie, zawierające rubryki skopiowane z jakiegokolwiek wzorca. Część dotycząca podniesienia kwalifikacji to odczucia samego uczestnika —zebrane w odpowiednie kategorie przy pomocy koordynatora, co sprawia, że osoba uczestnicząca w projekcie ma szansę ewaluacji i przemyślenia swojego doświadczenia.

 

Jak więc widzimy zmiany wynikające z udziału w projektach realizowanych w ramach programu Erasmus + mają ogromny wpływ na rozwój pozaformalny młodych ludzi w środowisku międzynarodowym, nie tylko poprzez podnoszenie ich kwalifikacji, ale także poszerzenie horyzontów.

 
Katarzyna Gnatowicz
Koordynator projektów dla młodzieży (Europejski Dom Spotkań – Fundacja Nowy Staw)
 


Raport z debaty „Współpraca nauki z biznesem” – projekt ustawy 2.0 o szkolnictwie wyższym.

 

Temat Ustawy 2.0 poruszany jest w ostatnim czasie bardzo często nie bez powodu. Ma ona bowiem na celu wprowadzenie ogromnych zmian w zakresie szkolnictwa wyższego przy wykorzystaniu współpracy nauki z biznesem tak, aby ta kooperacja stała się efektywnym narzędziem obopólnego rozwoju. Dlatego też kwestia ta nie została pozostawiona bez komentarza i miejsca na dyskusje oraz rozwiania wątpliwości w czasie XII Forum Ekonomicznego Młodych Liderów w Nowym Sączu.

 

Pewnie myślicie, że współpraca między uczelnią a biznesem nie jest możliwa, a domniemanie to jest oparte na waszych doświadczeniach ze  swoich uczelniach, gdzie zapewne spotykacie się z teoretykami– mówił dr Piotr Dardziński, Wiceminister Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Pan Minister starał się przekonać młodych liderów do tego, że osoby wdrażające innowacje na uczelniach nie są traktowane tak, jak przed laty, czyli jak „dorobkiewicze” w świecie biznesu.

 

Przykładem bardzo trafnie obrazującym współpracę nauki z biznesem jest doktorat wdrożeniowy. – Doktorant pisze doktorat pracując u przedsiębiorcy, z którym ustala agendę swojego badania, po czym zgłasza się do promotora na uczelni, który musi zatwierdzić ten program naukowy. Jeśli uczelnia dogada się z przedsiębiorstwem, to student zgłasza się  Ministerstwa i my wypłacamy mu stypendium w wysokości 100 % minimalnej pensji asystenta- wyjaśnił dr Piotr Dardziński. W ten sposób próbował pokazać, że jest to niepowtarzalna opcja rozwoju na rynku pracy i nauki, zawierająca podwójne finansowanie: pensję od przedsiębiorcy i stypendium. Sytuacja taka przynosi docelowo wymierne korzyści każdej ze stron. Przedsiębiorca pokrywa część pensji pracownika, a własność intelektualna będąca efektem procesu badawczego staje się jego własnością. Natomiast uczelnia zyskuje wypromowanego doktora, potrafiącego współpracować z biznesem, już w ciągu 4 lat. Dlatego wzrost liczby stypendystów to tylko kwestia czasu.

 

Ustawa daje daleko idącą wolność uczelniom, dużo większą niż teraz. Będą miały na przykład możliwość kształtowania swojego wewnętrznego ustroju w sposób całkowicie niezależny od regulacji prawnych– mówił.

 

Każda uczelnia będzie poddawana raz na 4 lata ewaluacji zarówno co do jakości kształcenia, jak i prowadzonych badań. Jednym z trzech kryteriów jest wpływ na otoczenie społeczno-gospodarcze, czyli uczelnia będzie musiała wykazać, że oddziaływała na swoje środowisko. Nie będziemy pytać: „jak?” Będziemy pytać o efekty– podkreślał Piotr Dardziński, przypominając jednocześnie, że nie chodzi tu tylko i wyłącznie o współpracę nauki z biznesem, ale z szeroko pojętym otoczeniem, czyli na przykład również z organizacjami pozarządowymi, różnego typu fundacjami, instytucjami i NGOsami, jak także organizacjami międzynarodowymi.

 

Jakbyśmy zsumowali ilość przedsiębiorstw i budżety wszystkich samorządów, które wydatkują na rozmaite rzeczy to zauważylibyśmy, że pola współpracy biznesowej między polskimi uczelniami a samorządami są olbrzymie– podkreślał Waldemar Zbytek, Wiceprezes Zarządu Fundacji Warszawski Instytut Bankowości oraz Zarządu Centrum Prawa Bankowego i Informacji.

 

Sektor finansowy, który reprezentuję już od prawie 10 lat zainicjował bardzo duże projekty współpracy z uczelniami i my jesteśmy najlepszym przykładem tego, że można. Dzisiaj w projekcie, którego patronem i partnerem jest Ministerstwo, uczestniczy ponad 120 uczelni, tj. kilkadziesiąt tysięcy studentów każdego roku w różnych elementach tego projektu, we współpracę włączone są również samorządy– mówił.

 

Współpraca wdrożeniowa, czyli wprowadzanie nowych rozwiązań i nowych produktów jest bardzo ważne, ale istnieje wiele kierunków, gdzie studentów one raczej nie dotyczą. Natomiast współpraca z biznesem może i powinna się pojawić– dodał.

 

Jeśli mówimy o nauce w kontekście gospodarki, to ona musi się spieszyć. Nauka jest po to, by służyć i w tym sensie powinna się spieszyć, a może to robić jeśli cały proces jest dobrze zorganizowany. Ważnym elementem tego procesu jest całe kształcenie. Bardzo zależy nam na tym, aby uczelnie koordynowały swoje programy z samorządami, czyli pytały samorządy, a samorządy sprawdzały co jest potrzebne dla lokalnego rynku pracy – podsumował dr Piotr Dardziński zwracając uwagę słuchaczy na to, że dla Ministerstwa najważniejszy jest model kształcenia dualnego, ze względu na który uczelnie już dziś dostają wystarczające środki finansowe na to, by studenci mogli poświęcać tyle samo czasu na teorię, co na praktykę, czyli jedna połowa studiów to czas spędzony u pracodawcy, a druga na uczelni.

 

W związku ze wszystkim, co zostało powiedziane podczas tego i innych paneli nawiązujących do Ustawy 2.0 podczas Forum Ekonomicznego Młodych Liderów, nie pozostaje nam nic innego, niż głośno przedstawić naszych rekomendacji. Rekomendacji wysuwanych przez młodych liderów, a nie osoby zajmujące ważne stanowiska w świecie nauki na poziomie studenckim, którzy tak naprawdę stają się podmiotami zachodzących zmian i na własnej skórze odczują ich efekty.

 

Najważniejszym zaleceniem i zachętą jest to, aby zarówno studenci, jak i przedsiębiorcy nie bali się skorzystać z możliwości niesionych przez wprowadzane innowacje tak, aby udowodnić, że współpraca nauki z biznesem staje się tworem realnym. To wszystko nie będzie jednak możliwe bez wsparcia ze strony uczelni, które powinny być w stanie pomóc studentom w założeniu własnej działalności gospodarczej, czy rozwoju naukowego poprzez otwarcie funduszu kredytowego na studia podyplomowe. Nieodzownym elementem odnajdowania się na rynku pracy są umiejętności językowe. Dlatego też uważamy, że lektoraty z języka obcego powinny być prowadzone przez cały okres studiów. Co więcej, konieczne jest położenie większego nacisku na kulturę studencką i jej wsparcie, ponieważ to studenci stanowią „żywe wizytówki” uczelni, a kultura na wysokim poziomie buduje wzajemną więź na linii student-uczelnia.

 

Podsumowując, naszym postulatem jest wielotorowe podniesienie jakości kształcenia , przy pozostawieniu maksymalnej autonomii uczelniom i studentom, czyli np. wolność dysponowania punktami ECTS, możliwość podjęcia studiów dualnych czy interdyscyplinarnych oraz rozwój narzędzi wspierających podmiotowość studenta.

 


W jaki sposób angażować się społecznie po zajęciach na uczelni?

 

Dla wielu ludzi koniec studiów bywa bolesnym zderzeniem się z rzeczywistością. Brak perspektyw, brak pracy i wielkie rozczarowanie. Jak więc sprawić, by koniec studiów zamiast drastycznym przeskokiem był płynnym przejściem ku karierze zawodowej?

 

Można czasem usłyszeć żartobliwe powiedzenie, że pracodawca chciałby, abyśmy w wieku 22 lat mieli co najmniej 10-letnie doświadczenie zawodowe. W tym zdaniu tkwi ziarenko prawdy – obecnie, w erze inflacji wyższej edukacji, doświadczenie zbierane już od początku studiów jest niezbędne, by wyróżnić się w tłumie absolwentów legitymujących się takim samym dyplomem. Budowę własnego CV warto więc rozpocząć już od pierwszego roku studiów. Najlepszym sposobem jest szeroka aktywność, którą można realizować na wiele sposobów.

 
Wolontariat

Dzięki tego typu działalności możemy nie tylko zmieniać świat na lepsze, ale i nabyć niezbędne doświadczenie. W wolontariat można zaangażować się na bardzo wielu polach, zarówno ściśle związanych z obranym kierunkiem studiów jak i tych należących do innych dziedzin. Te pierwsze są najbardziej dostępnym sposobem na zdobycie pierwszych szlifów w zawodzie, sprawdzenie, czy obrany kierunek naprawdę odpowiada naszym oczekiwaniom. W przypadku studentów prawa może być to na przykład fundacja oferująca porady prawne. Z kolei studenci kierunków związanych z szeroko pojętą humanistyką mogą nawiązać współpracę z lokalnymi domami kultury. Na studiach warto również poszukać możliwości działania w organizacjach oferujących pomoc ludziom potrzebującym. Taka aktywność, mimo iż często nie ma bezpośredniego przełożenia na karierę zawodową pozwala uczynić świat nieco lepszym, dając jednocześnie szerokie doświadczenie, które często bardzo niespodziewanie może się przydać na późniejszych etapach rozwoju.

 
Samorząd Studencki

Na uczelni samorząd studentów to bardzo ważny organ. Odpowiada za organizację wielu wydarzeń oraz reprezentuje brać studencką przed władzami uczelni. Działalność w tej organizacji to bardzo odpowiedzialna i często trudna praca. Uczestnictwo w wyborach władz samorządowych umożliwia przeprowadzenie prawdziwej kampanii wyborczej, zaś działanie w samych strukturach bezpośredni kontakt z władzami uczelni, często włączając w to samego rektora. To także reprezentowanie uczelni na zewnątrz. Niemniej przed przedstawicielami samorządu stają niekiedy bardzo trudne zadania, na przykład uczestnictwo w sądach koleżeńskich.

 
Koła naukowe

Na większości instytutów działają koła naukowe. Jak sama nazwa wskazuje, pozwalają one lepiej zgłębiać meandry własnej dziedziny. W ramach tych organizacji często organizowane są warsztaty, wyjazdy lub spotkania pozwalające na kontakt z najwybitniejszymi osobistościami w danej gałęzi nauki. Działalność w kołach jest szczególnie istotna dla studentów myślących o karierze naukowej, gdyż często pozwala na prowadzenie badań już podczas studiów. Z kolei uczestnictwo w konferencjach naukowych ułatwia staranie się o stypendium, istotne zarówno jako zastrzyk finansowy, ale i solidny fundament przyszłej kariery.

 

Warto przy tym pamiętać o tym, aby rozsądnie wybierać aktywności w jakie chcemy się zaangażować. Jednym z podstawowych pojęć ekonomii jest koszt alternatywny, zwany też kosztem utraconych korzyści – jest to wartość utraconych korzyści które mogłyby zostać uzyskane w związku z innym niż dokonanym wyborem. Życie to właśnie taka ekonomia – sztuka wyborów w poszukiwaniu tego najatrakcyjniejszego. Tak jak w przypadku drogi na rozstaju, koniecznym jest wybranie tylko jednej odnogi, by mieć możliwość kroczenia dalej z pełną mocą.

 

Marlena Przygoda (22l) – studentka filologii angielskiej oraz prawa na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Aktywnie działa w kołach naukowych, a także strukturach samorządowych uczelni, gdzie reprezentuje interesy studentów w organach kolegialnych uniwersytetu.